piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 24.

Nooo więc mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Przepraszam, że teraz, ale byłam chora i nie miałam siły pisać...
Pozdrawiam Ianka ;*


Ally wraz ze swoją "przyjaciółką", a dokładniej dziewczyną swojego ojca siedziała, w Mystic Grillu i popijała małymi łyczkami zimną latte z bitą śmietaną i lodem jedząc tarte cytrynową. Rebekah piła sok pomarańczowy i jadła duży kawałek ciasta czekoladowego. Jedząc przeglądały zdjęcia z wycieczki Pierwotnej z chłopakiem nad jezioro. Były słodkie. Po chwili ze strony Salvatorówny nastało dość krępujące pytanie:
- Jak poznałaś mojego ojca?
Panienka Mikaelson nie wiedząc, co ma powiedzieć po swojej własnej bitwie z myślami wykrztusiła
- Chciałam go zabić.
- Dobrze to dość dziwne kochać się w kimś, kogo wcześniej chciało się zabić. Nie uważasz?
- A co na tym świecie nie jest dziwne? Wiesz z naukowego punktu widzenia nie powinno mnie tu być, a jednak jestem i mam zamiar się upić - zaśmiała się.
- Może i masz racje - odpowiedziała niepewnie - to, co wołamy kelnera? Twarz pierwotnej pokrył uśmiech od ucha do ucha, a jej ręka wyskoczyła w górę w geście ' zamawiam'.
Tak teraz już każda z nich wiedziała, co ma zamiar robić do zamknięcia lokalu. Najlepsze byłoby upicie do nieprzytomności, ale co wtedy powiedziałby pan trzymający klucz od domu?

~ Kilkanaście godzin i butelek później ~
- Podoba mi się ten barman - rzekła nawalona Ally.
- To idź i zagadaj, ja nie mogę, rozumiesz twój ojciec i te sprawy - powiedziała posyłając ukradkiem spojrzenie w stronę drugiego końca sali.Obie wybuchnęły niepowstrzymanym śmiechem. Nie wiadomo skąd i dlaczego. Zapewne to zasługa alkoholu. Kilka minut później po opróżnieniu swojego kieliszka nastolatka spadła ze swojego krzesła z wielkim hukiem. Nie pokrzyżowało jej to jednak planów. Z "niewielkimi" trudnościami wstała i podeszła do baru, przy którym właśnie stał wypatrzony przez nią przystojniak. Droga nie była łatwa cały czas potykała się o własne nogi. Gdy była już w połowie wytyczonej przez siebie trasy zdjęła swoje wysokie szpilki i poszła dalej boso trzymając buty w ręce.
- Hey - powiedziała podpierając nonszalancko ścianę.
- No proszę nasza Allyssa jest pijana to chyba pierwszy raz w życiu.
- Skąd znasz moje imię?
- Nie pamiętasz mnie? Chyba twój mózg po alkoholu płata ci figle.
Ok dla ciebie zrobię wyjątek i ci przypomnę jestem Zane McAllister.
- Zanee ładne imię - powiedziała przeciągając samogłoski.
- Może tak, może nie, ale ty naprawdę mnie nie pamiętasz.
- Chyba tak - rzekła z powątpiewaniem.
-Czyli nie pamiętasz, że Cię kocham, że przeze mnie straciłaś Kola, matkę, a najlepsze zostawiłem na koniec... Stałaś się tym, kim się stałaś.
- To "stałaś się tym, kim się stałaś" zabrzmiało tak tajemniczo mógłbyś mi to wytłumaczyć?
- Nie dzisiaj, a jak wytrzeźwiejesz to wszystko Ci się przypomni.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- Zapewne.
Po chwili było słychać głos Rebekhy mówiący ' Ja wracam do domu idziesz ze mną?
Ally wypowiedziała bezgłośne ' tak ' i udała się w stronę stolika, aby zabrać swoje rzeczy po czym dogoniła koleżankę przy drzwiach.
***

Pierwotny czując okropny głód szedł ulicą. Trafił do najgorszej części miasta. Przy latarni stała skąpo ubrana dziewczyna. Mogła mieć z 19 lat. Robiła, jako prostytutka. 'Idealna okazja, aby połączyć przyjemne z użytecznym' - pomyślał i zaciągnął ją w ciemny zaułek. Przez chwilę stawiała opór jednak patrząc w dół na jego drogie buty od projektanta przestała.
- Co zamierzasz? - spytała półgłosem.
- Jeszcze nie wiem coś wymyślę - odpowiedział.
- Skrzywdzisz mnie? - zapytała przestraszona.
- Może tak, może nie to zależy.
- Zależy? Zależy, od czego?
- Zadajesz za dużo pytań.
- Ok, spytam jeszcze raz skrzywdzisz mnie?
- Odpowiedziałem, że nie wiem.
- Rób co chcesz mnie to już w ogóle nie obchodzi.
- Dlaczego?
- Tak po prostu. Lepiej zacznij to, co zacząłeś.
- Opowiedz mi osobie.
Widać było, że nawet bez uczuć starał się być lepszy. Było to dziwne, ale prawdziwe. Nie wiedział, dlaczego. Nikt nie wiedział. Po prostu po spotkaniu Ally, a później Sary coś w jego ciele stwierdziło, że czas dorosnąć.
- Chyba nie muszę - powiedziała.
- Owszem musisz - rzekł ukazując swoje śnieżnobiałe, ostre kły.
- Czym ty jesteś?- spytała przestraszona cofając się aż natrafiła na ścianę.
- Nie widać? Wampirem - powiedział akcentując dokładnie ostatnie słowo.
Gdy się przybliżał jej serce zaczęło bić szybciej. Dużo szybciej. Jej żyły pompowały coraz więcej krwi. Oddech stawał się cięższy. Natomiast ciało odmawiało posłuszeństwa. Noc tej dwójki nie zapowiadała się najlepiej. Nic nie wskazywało na to, aby skończyła się szczęśliwie.
- To, co opowiesz mi o sobie czy te kły - przejechał po nich językiem - mają znaleźć się w Twoim ciele?
- Dobrze już dobrze - powiedziała - tylko się odsuń.
Pierwotny niechętnie zrobił to, co mu kazała. Podszedł bliżej ulicy. Koło śmietnika napotkał stary fotel. Przyniósł go blisko swej ofiary i usiadł na poręczy. Dziewczyna zaczęła swój monolog.
- Gdy byłam małym dzieckiem zostałam zgwałcona przez mojego ojczyma. Moja matka mi nie wierzyła, dlatego oddała mnie do babci. Gdy ta jednak umarła matka była już w Londynie. Zrzekła się mnie i trafiłam do domu dziecka. Siedziałam tak jakieś trzy lata. Adoptowała mnie jakaś para homoseksualistów. Nie zagrzałam tam jednak miejsca na długo. Rozstali się i żaden nie chciał mieć ciężaru w postaci dziecka. Okres dorastania spędziłam w poprawczaku po tym jak niechcący zabiłam policjanta. A teraz robię to, co robię.
- Ciekawie.. Nie chciałaś nigdy zmienić czegoś w swoim życiu?
- Często, ale jak na razie interes się kręci także nie widzę potrzeby..
- To nazywasz interesem - przerwał jej.
- No tak, a czym?
- Na moje to niszczenie sobie życia, ale co ja tam, wiem. W końcu żyję tylko trochę ponad 1000 lat. Ale jeśli tego naprawdę chcesz..
Podszedł do niej, wgryzł się w szyję i ze smakiem wysysał ostatnie resztki życia.
- Mi to jednak nie odpowiada, więc żegnaj - dokończył wrzucając jej ciało do pobliskiego śmietnika.
Ach jak on uwielbiał takie zabawy psychologiczne. I właśnie to różniło go od innych ze swojej rasy. Tamci napadali i pili. On rozmawiał, kazał opowiedzieć o swoim życiu i dopiero wtedy przystępował do działania.
***
Sara w swym nowym mieszkaniu przygotowywała się do pracy. Robiła mocny makijaż przy potłuczonym lustrze. Tylko na takie było ją stać w okolicznym sklepie. Ubierając się w to myślała o tym, co pomyślałby Kol gdyby ją zobaczył. Czy by ją wyśmiał przez te wszystkie ćwieki czy błagałby żeby do niego wróciła. Ale dlaczego miała wracać, jeśli nigdy nie byli razem? Zamyślona nie poczuła nawet lekkiego dotyku małej raczki na swoich plecach?
- Znów wychodzisz? - zapytał chłopiec cicho.
- Tak kochanie. Ktoś musi pracować, aby mieć na jedzenie.
- Czemu wygnałaś Kola? Był bardzo miły i widać było, że coś do ciebie czuje - powiedział zbyt dorośle jak na swój wiek.
- Nie słoneczko. Tylko Ci się tak wydaje. Tak naprawdę Kol jest zły i arogancki - wytłumaczyła.
- Mylisz się - odrzekł i wszedł do łóżka.
- Czemu go tak bronisz? - spytała.
- Ponieważ zawsze mi mówiłaś, że każdy zasługuję na drugą szansę.
- Tak, tak pamiętam, ale nie on.
- Niech Ci będzie - skłamał obmyślając własny plan.

~ Trochę później, Rzym~

Kol Mikaelson po części odzyskał swoją ludzką naturę. Jednak nie wiadomo było jak długo ją zachowa. Mogła być ona bardzo ulotna, ale postanowił się zachowywać jak trzeba (przynajmniej w najbliższym czasie). Jego przyrodni brat właśnie dzisiaj brał ślub z bardzo urodziwą wampirzycą. Co prawda nie tak urodziwą jak Ally, ale i tak bardzo piękną. Nie wiedzieć, czemu pomyślał właśnie o niej. Myślał, że już dawno o niej zapomniał. Nie zajmowała jego myśli już tak długo, że sądził, że już dawno się uwolnił od siły miłości. Ale czy od miłości da się uwolnić? Ktoś mu kiedyś powiedział „Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą”. Ale czy ich miłość nadal żyje? Pewnie nie. Zresztą kluczowym problemem było to, że to nie była ICH miłość. Ona była tylko JEGO.
Allyssa na pewno nie pokochałaby kogoś takiego jak Kol Mikaelson. Pierwotny był tego pewien. No, bo niby, za co miałaby darzyć go uczuciem? Za wielką arogancję? Pewność siebie? Nienawiść i rządzę krwi?
***
Caroline jeszcze Forbes siedziała na wysokim czarnym krześle, czekając na kosmetyczkę, towarzyszyły jej wszystkie druhny. Jednak brakowało tej najważniejszej. Nigdzie nie było Allyssy Salvatore. Znając życie zaszyła się w jakimś ciemnym kącie i czytała książkę, bo do samej ceremonii zostały jeszcze trzy godziny. Ally druhną honorową została z polecenia przyszłego męża wampirzycy. Stwierdził, że dzięki temu Kol się uspokoi. A gdyby Ally nie udało się go uspokoić zaprosił też Sarę. Co prawda mogła wyjść z tego jedna wielka pomyłka, ale ufał swym bliskim, że nie będą robili scen. Wszystko dopięte było na ostatni guzik. Kościół przystrojony był czerwonymi jak krew różami. Mogłoby się wydawać, że wszystko jest wspaniale, ale niestety tak nie było. Kol z Ally właśnie dowiedzieli się, kto będzie ich partnerem. Nie byli z tego powodu zbytnio zadowoleni.
- Że niby ona?! Serio, Klaus?
- On?! Caroline!
- Popatrz tylko na nią w tej czerwonej sukience wygląda jak jakaś pokraka. Jak dziecko. I jeszcze daliście jej suknie z dekoltem. Co ona ma tam schować pomarańcze?
Tak naprawdę twierdził, że wyglądała cudnie. Ona zawsze wyglądała cudnie.
I wcale nie wyglądała jak dziecko. A z tym dekoltem to było istne kłamstwo. Oczywiście, że miała go, czym wypełnić, ale on był o nią tak bardzo zazdrosny…
- Nie, nie jestem dzieckiem. Tak mam, czym wypełnić to wcięcie. A jak masz ochotę na pomarańczę to musisz poczekać do wesela. Zapewniam Cię, że tam znajdziesz swoje ulubione owoce, a teraz daj mi spokój i zróbmy to, co mamy zrobić… Może uda nam się unikać siebie nawzajem przez resztę wieczoru.
- Przykro mi, Ally, ale niestety będziesz musiała go znosić przez całą uroczystość. Pamiętasz plany? – odezwała się zaniepokojona panna młoda.
- Tak, tak pamiętam – powiedziała szybko dziewczyna powstrzymując łzy.
Dlaczego on jej tak bardzo nienawidził? Co ona takiego mu zrobiła, że teraz musi znosić jego humory? Spotkała się z Zanem, ale go spławiła… On nie miał powodu do wyżywania się na niej…
- Tylko nam się nie popłacz skarbie – rzucił Kol z czystym sarkazmem.
- Kol! – krzyknął Klaus starając się przywołać brata do porządku. Hybryda nie rozumiał dlaczego jego brat tak się zachowuje w stosunku do swej ukochanej.
- Nie Niklaus, poradzę sobie sama. Możecie wyjść? Muszę z nim porozmawiać – poprosiła patrząc w światło, aby się nie rozpłakać.
- Jesteś pewna? – zapytała zaniepokojona wampirzyca. Bała się o Ally, o Kola, a także o swój ślub. Miał to być jeden z najwspanialszych dni w jej życiu, a jak na razie zapowiadał się tragicznie.
- Tak, Caroline nie martw się… W razie niebezpieczeństwa skierowanego ze strony tego bałwana zacznę wołać pomocy – rzekła przywołując na twarz wymuszony uśmiech i trzymała go tak długo, aż nie wyszli, dopóki nie została z nim sam na sam.
***
- CO JA CI TAKIEGO ZROBIŁAM DO CHOLERY?!
- Hmmm…. Zastanówmy się – powiedział siadając na krześle, jednak bardzo szybko z niego wstał.
- Wiesz, co nie mamy się, nad, czym zastanawiać. Wszystko spieprzyłeś… - szepnęła, jednak on ją usłyszał i wpadł w furię.
- JA?! JA WSZYSTKO SPIEPRZYŁEM?! KOCHAŁEM CIĘ DO CHOLERY!!!
JEDNAK TY I TAK WOLAŁAŚ ZANE!!! Co on takiego ma w sobie, czego nie mam ja? – to ostatnie wyszeptał…
- Kochałeś mnie? W takim razie, dlaczego zostawiłeś?
- Bo na ciebie nie zasługuję! Nigdy nie zasługiwałem i nigdy zasługiwać nie będę!
Tak a jest prawda! A to, że Klausowi i Damonowi się udało znaczy, że po prostu mieli szczęście. Szczęście, którego ja nie będę miał. Bo nigdy nie będę na tyle odważny, aby stracić cię po raz kolejny.
Dziewczyna stanęła przed nim. Ich ciała dzieliły dosłownie milimetry. Już miała go pocałować, gdy drzwi zostały otworzone z impetem. Młodzi odskoczyli od siebie jak poparzeni i zdążyli powiedzieć tylko bezgłośne „Przepraszam”.
***
- Swoją drogą to wcale nie wyglądasz jak małe dziecko – powiedział Pierwotny, gdy prowadził swą partnerkę przez długość kościoła.
- Ochh dziękuję… To, co już nie potrzebuję pomarańczy? – uśmiechnęła się, a jej głos wręcz ociekał sarkazmem.
- To pomarańcze potrzebują ciebie – rzucił krótko, a Ally nie wiedząc, co ma mu odpowiedzieć wyjąkała tylko „Aha” i uciekła wzrokiem na ołtarz. Tak było łatwiej… A ona ostatnio bardzo często szukała najprostszej drogi, bo w niej nie było czuć tego bólu i cierpienia….

7 komentarzy:

  1. Boże.... Rozdział jak każdy CUDOWNY! Tak! Kol i Ally powracają! Nie lubię Sary. Czekam słońce na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana cudny jak zawsze a ta scena o to mi chodziło po prostu wow czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty! Awrr pomarancze najlepsze xp

    OdpowiedzUsuń
  4. To za niedlugo juz koniec? :( nieee

    OdpowiedzUsuń
  5. Slodziaki :* mm ciekawe czy dasz jakas erotyczna scene z naszymi miskami ;3 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć.

    Trafiłam tu przypadkowo, ale nie żałuję. Masz świetny szablon! Widać, że wkładasz w swój blog wiele pracy. Co do notki zaczęłam ją czytać i tak mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam jak doszłam do końca ;)

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik :D

    Pozdrawiam i życzę weny: Domi



    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana daj następny rozdział plissss :)

    OdpowiedzUsuń