niedziela, 27 października 2013

Rozdział 15 i 16

Ally dała się jednak przekonać na wspólną zabawę i dzięki temu przyjęcie urodzinowe udało się bardzo dobrze. Wszyscy tańczyli, bawili się, pili, a nawet śpiewali. Damon z Kolem wpadli na genialni pomysł zabawy w karaoke. Wszyscy byli za oprócz solenizantki. Jednak i ta dała się przekonać. Co prawda kilka razy przyszła policja. Policjanci twierdzili, że sąsiedzi skarżą się na zbyt duży hałas. Nie było to jednak prawdą. Nie według Kola. Impreza może i potrwałaby dłużej, lecz Ally nie czuła się najlepiej, a nikt nie chciał jej męczyć. W końcu to było jej święto. A poza tym wszyscy wiedzieli, że musi się wyspać bo czeka ją dzień pełen wrażeń. Tak, więc wyszli zaraz po 6 nad ranem.
***
  ~ Ok. 9 nad ranem ~
Kol chodził po domu uderzając w garnki długą drewnianą łyżką do sałatek wołając:
- Ally wstawaj przed nami cały dzień.
Gdy tylko dziewczyna usłyszała głosy dobiegające za drzwi jej pokoju nałożyła poduszkę na głowę i jeszcze bardziej przykryła się kołdrą. Jednak i to nie pozwalało zagłuszyć tego co robił Kol. Pierwotny  wpadł do pokoju, ściągnął pościel z łóżka, wziął Ally na ręce i wrzucił do napełnionej wcześniej wanny zimnej wody.
- Czy ty jesteś chory psychicznie, bo jeśli tak to udaj się na leczenie. Idiota. Palant.... - krzyczała na niego.
- O w końcu się obudziłaś - mówił jak najbardziej z siebie zadowolony - a teraz skorzystaj z okazji pobytu w wannie i się wykąp, bo za 30 min wyjeżdżamy. Śniadanie powinnaś mieć w swoim pokoju - poinformował ją i wyszedł.

***
Panienka Salvatore miała tego wszystkiego dosyć. Dosyć wkurzającego Pierwotnego, pobytu w luksusowym apartamencie, chciała w końcu wrócić do domu. Do Mystic Falls. Do ojca z którym od wczoraj ma coraz lepsze relacje. Allyssa była wdzięczna Rebekhce. Widać było, że zmieniała jej ojca.
Gdy wczorajsza solenizantka przygotowywała się do wyjazdu z walniętym Pierwotnym ten poszedł zapolować. Przypomniał sobie jak dawno tego nie robił. Przy niej się hamował. Nie wiedzieć czemu. Przecież wiedziała jak wygląda typowy żywot wampira. Miała go w domu i Mikaelson wątpił, że zwłaszcza po śmierci Rose Damon będzie się hamował z piciem krwi prosto z żyły. Ofiarą "palanta" była zgrabna blondynka. Spotkał ją na przystanku. Widział jak spóźnia się na autobus. Zagadał, a później pozbawił jej całego życiowego płynu. Był manipulatorem i to trzeba było mu przyznać. Do "domu" bo tak nazywał pokój hotelowy w którym spędził większość swojego nieśmiertelnego życia wrócił po ok. 20 minutach.
- Jesteś gotowa? - krzyczał już od progu.
- Jeszcze nie - usłyszał w odpowiedzi.
- Masz jeszcze 10 minut - powiedział zdenerwowany.
- Pamiętam.
Ally nie wiedziała gdzie się wybierają, więc nie wiedziała też w co się ubrać. Po dłuższym zastanowieniu założyła to. Włosy pozostawiła rozpuszczone, także spływały jej kaskadą po plecach. Zrobiła delikatny makijaż. I włożyła " Upadłych" Lauren Kate do torby po czym wyszła na spotkanie z krwiożerczą bestią.
- Gotowa? - spytał tym razem mniej zdenerwowany.
- Chyba tak, nie licząc tego, że jestem, strasznie głodna - powiedziała cicho.
- Przecież przywieźli Ci jedzenie do pokoju.
- Tylko, że ja jestem wegetarianką, a tam nic dla mnie nie było - szepnęła.
- Ok, w takim razie zjemy coś po drodze - powiedział.
- Dziękuje - odpowiedziała i po schodach zbiegła na dół.
***
Podróż zapowiadała się ciekawie. Para "przyjaciół" już zdążyła się kilka razy posprzeczać. Im to chyba jednak jak najbardziej odpowiadało. Muzyka głośno wypływała z radia. Cały czas rock oszaleć by można - myślała Ally. Kol łamał chyba wszystkie możliwe przepisy. Już chyba po 100 km mieli wyścig z strażnikami prawa. Pierwotny nie zdawał sobie sprawy z tego jak jego pasażerka się boi. Ona nie dawała po sobie tego poznać. Tak było chyba lepiej. Nie mogło ich nic łączyć. Nawet przyjaźń. Dlaczego? Dlatego, że później będzie trudno się rozstać. A rozstanie było nieuniknione. Prawda? Ona kiedyś umrze, on zostanie. Ona będzie chciała założyć rodzinę, liczyć rachunki, on będzie liczył ile lasek bzyknął i ile wypił na imprezie. Za dużo ich dzieliło. A dzieliło ich prawie wszystko. W radio zaczęła lecieć ulubiona piosenka panienki Salvatore. Mikaelson wyciągał już rękę aby zmienić stację jednak dojrzał proszące spojrzenie dziewczyny. Zostawił radio w spokoju i po chwili usłyszał śpiew anioła. Ally śpiewała wraz z wokalistką. Na początku nieśmiało i cicho później już coraz głośniej. Pierwotnemu zbierały się łzy w oczach. Była to najpiękniejsza chwila jaką dotychczas przeżył. Nikt jeszcze się przed nim nie otwierał. Ona robiła to jednak z dnia na dzień, z minuty na minutę. Pewnie nieświadomie, ale jednak to robiła. Gdy piosenka się skończyła i anielski głos ucichł spytał:
- Nadal jesteś głodna? 
- Jak wilk - odpowiedziała ze śmiechem.
- I pewnie zjadłabyś konia z kopytami? A nie przepraszam zapomniałem, że jesteś wegetarianką w takim razie proponuje drzewo z korzeniami - śmiał się.
***
Restauracja, a raczej obskurny zajazd oddalony był ok. 20 km od ich dotychczasowego miejsca postoju. Ten odcinek pokonali bardzo szybko i kilkanaście minut później mogli cieszyć się goframi i kawą w barze. Wystrój wnętrza nie był aż znów taki zły. Czerwone sofy i stołki barowe idealnie kontrastowały z białymi ścianami. Czerwone zasłonki w białą kratę wyglądały jak koce piknikowe. 
Za ladą stała miła pani w starszym wieku, która przyjęła ich zamówienie. 
Allyssa jadła gofra z bitą śmietaną i truskawkami, Kol natomiast zajadał się jajkami i bekonem.
- I co smakuje? - zapytał.
- Bardzo - powiedziała i wróciła do jedzenia. Po chwili zrobiła szyderczy uśmiech i poprosiła o całe opakowanie bitej śmietany w sprayu .Gdy tylko kelnerka dostarczyła zamówienie Ally zaczęła obmyślać plan. Pierwotny był w tej chwili tak bardzo zadufany w sobie, że nawet nie zauważył i nie poczuł, że na jego dłoni znajduję się porcja śmietany. 
- Kol chyba masz coś na twarzy - powiedziała śmiejąc się. Ten nadal był czymś zamyślony i odruchowo potarł twarz wcierając w nią bitą śmietanę.
- Diablica, a myślałem, że zabieram tu anioła. - powiedział.
- Przepraszam poproszę to co koleżanka - zawołał.
- Teraz to zacznie się wojna- powiedział zaczepnie.
- Nie boję się ciebie - powiedziała.
- A powinnaś - powiedział po czym wystrzelił biały krem w stronę Ally.
Ubrudził jej przy tym sweterek.
- Tak chcesz grać? - spytała.
- Tak - powiedział pewnie.
- W takim razie... - nie dokończyła bo podeszła do Kola, usiadła mu na kolanach i wtarła kolejną porcję białej pianki.
- Rozpraszasz mnie.
- Tak mi przykro - odpowiedziała, starła palcem trochę słodyczy z jego twarzy i wzięła go do ust.
- Dobre. 
- Naprawdę? Poczekaj też muszę spróbować - i zrobił to samo co ona - tak masz rację naprawdę dobre.
Po tym stwierdzeniu Ally wzięła swój sprej i rozprowadziła mu go po włosach po czym uciekła. Ten gonił ją po całej restauracji. Co rusz odrzucali puste opakowania i brali kolejne. Bar zresztą tak jak oni był zupełnie biały i puszysty. Wszystko wyglądało jakby było przy dekorowane na Boże Narodzenie.
- W takim stanie do mojego samochodu nie wsiądziesz - odparł gdy stali już na parkingu.
- Sam wyglądasz nie lepiej - powiedziała po czym wskoczyła do auta.
- To co jedziemy dalej? - zapytała najsłodziej jak potrafiła z siedzenia pasażera.
- Tak - powiedział po czym wsiadł do samochodu i odjechali.
--------------------------
Napisałam.... Ciężko było, ale jakoś tam dałam sobie radę :D
Następny pojawi się nie wiem kiedy... Pewnie jak najszybciej bo muszę go tylko dokończyć... Mam nadzieję, że wam się podobało ;*