poniedziałek, 17 sierpnia 2015

The Kiss Goodnight - Rozdział 3.

Po dokładnie roku wróciłam z kolejnym rozdziałem... 
Mam świadomość, że raczej nikogo to nie obchodzi... 
Stwierdziłam jednak, że mimo wszystko skończę to opowiadanie. 
Nawet jeśli jedyną osobą, która je przeczyta będę ja... :)
A jeśli komukolwiek z Was udało się przeczytać ten rozdział to proszę o pozostawienie choć krótkiego komentarza... :)




- Kol? – spytała otwierając drzwi. Nie mogła spać wiedząc, że on siedzi na korytarzu. - Hmm? – zapytał poprawiając kurtkę, którą był przykryty tak, aby było mu cieplej.
- Wejdź do środka, zrobiłam kakao. Musimy porozmawiać – powiedziała stojąc w progu i zacierając z zimna ręce. Nie wiedziała, co się dzieje. Koniec lata nigdy nie był tak zimny jak w tym roku.
- Musimy czy po prostu możemy porozmawiać? – zapytał wpatrując się w jej szmaragdowe oczy.
- Raczej to drugie. Wchodź już, bo do środka już i tak naleciało zbyt dużo zimnego powietrza.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Była taka piękna. Wstał i bez słowa wszedł do środka.
***
- Miałaś iść spać. Dlaczego tego nie zrobiłaś? – zapytał chwytając kubek za ucho.
- Nie mogłam zasnąć wiedząc, że siedzisz pod drzwiami – powiedziała biorąc kolejny łyk.
- Ehee – wydusił tylko i ponownie pogrążył się w ciszy. Nie trwała ona jednak długo. Ponieważ gęste powietrze przeszyło chyba zbyt osobiste pytanie Jess.
- Jak wyglądało twoje dzieciństwo?
- Jessico nie chcesz tego wiedzieć – powiedział stanowczym tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ależ chce – zaprotestowała i podeszła , do okna zza, którego ujrzeć można było nocną panoramę miasta.
- Jess… - zaczął jednak nie dane było mu skończyć.
- Kol… Rozumiem. Większość osób miało lepsze dzieciństwo niż ja. Nie przeszkadza mi to. Po prostu opowiedz mi, tak jakbyś opowiadał dziecku bajkę.
- Nie oto w tym chodzi Jess. Moje dzieciństwo wcale nie było wyjątkowe tak jak uważa większość osób. Było tragiczne, nie chce żebyś poznała demony mojej przeszłości.
- Skoro nie było wyjątkowe tym bardziej musisz mi powiedzieć, Kol. Myślisz, że nie widzę, że jesteś smutny i przygnębiony? Chociaż się uśmiechasz żal widać w twoich oczach. Pięknych kasztanowych oczach. – Jednak ostatniego zdania nie wypowiedziała na głos. – Pozwól sobie pomóc.
- Nie chce pomocy, tak samo jak nie chce współczucia – powiedział wstając. Miał zamiar wyjść. Lubił Jessicę, ale nie chciał opowiadać jej o rzeczach, które go ukształtowały. Jednak ona wiedziała, że Pierwotny może tak zareagować. Dlatego popchnęła go na kanapę i usiadła na kolanach. W takiej sytuacji Kol zmuszony był do swojej trudnej opowieści o dawnym życiu, które jak myślał zostawił już dawno za sobą. Jednak to było zwykłym kłamstwem. Jego dzieciństwo nie da mu spokoju dopóki ten nie pożegna się z tym światem już na zawsze.
- Obiecuję, że obojętnie jak okropne rzeczy powiesz nie będę Ci współczuła, okay?
- Okay – przytaknął niechętnie.
- W takim razie opowiadaj.
- Jess?
- Tak?
- Obojętnie jak bardzo ciężko będzie mi się mówiło, nie przerywaj mi.
***
- Urodziłem się w małej miejscowości na obrzeżach Mystic Falls. Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkałem w małym, drewnianym domku, który umiejscowiony był w samym środku lasu. Oprócz mojej rodziny było ich tam jeszcze kilka. Mikaelsonowie byli szanowani i nawet dość wpływowi. Moi rodzice zawsze chwalili się, jacy to jesteśmy wspaniali jednak tak naprawdę mieli nas gdzieś. Cały czas tylko nam czegoś zabraniali i nie zwracali uwagi na nasze potrzeby.
- Zabraniali Wam, bo się o Was martwili – szepnęła schodząc z jego kolan.
- Jess miałaś mi nie przerywać.
- Przepraszam, kontynuuj – szepnęła ponownie jednak tym razem spojrzała mu się głęboko w oczy i zobaczyła w nich to, co zawsze. Smutek.
- Wcale się o nas nie martwili. Po prostu chcieli mieć święty spokój. Nie kochali Nas. Chyba żadne z nas nie usłyszało słowa „Kocham” z ich ust. To smutne… Gdyby nie Reb pewnie odszedłbym dużo wcześniej…
- Odszedłeś?
- Mówiłem Ci, żebyś mi nie przerywała… Jess zlituj się nade mną i daj mi dokończyć… Ale wracając do twojego pytania, to tak odszedłem. Miałem wtedy 16 lat. Nie wydaje mi się, że byłem rozwydrzony lub się buntowałem. Zrobiłem to by w końcu znaleźć szczęście. Jednak ucieczka wcale nie dała mi szczęścia tylko jeszcze bardziej wszystko skomplikowała. Tamtego dnia było zimno, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było mi tak zimno jak wtedy. Przed domem mój starszy brat rozpalił ognisko, aby… w sumie nie jestem pewien, dlaczego je rozpalił. Jednak gdyby nie ogień moi rodzice nadal by żyli. Kiedyś życzyłem im śmierci z całego serca. Tak wiem, że to okropne, wiem, że ja sam jestem okropny – mówiąc to Kol zamknął oczy.
- Nie jesteś okropny, czasem może trochę denerwujący, ale nie okropny.. . – zauważyła gładząc go dłonią po przedramieniu.
- Gdy wychodziłem z domu zahaczyłem o ubrania wiszące nad ogniskiem i właśnie to wznieciło pożar. Mogłem zatrzymać się na chwilę i je podnieść jednak chęć jak najszybszego pozbycia się demonów przeszłości była dużo silniejsza. I pomimo tego, że ojciec zawsze był dla mnie okropny, pomimo tego, że zawsze mnie bił i znęcał się nade mną psychicznie będę mu do końca życia wdzięczny za to, że uratował przed śmiercią moje rodzeństwo.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie powiedziałeś mi o wszystkim – zapytała wstając z jego kolan.
- Ponieważ tego nie zrobiłem – odpowiedział najbardziej szczerze jak umiał.
- I zgaduję, że nie podzielisz się resztką swojej tajemnicy ze mną… już nigdy.
- Tak. Niektóre rzeczy człowiek powinien zachowywać dla siebie. Skoro ja podzieliłem się z Tobą strzępkami mojego dzieciństwa ty powinnaś zrobić to samo.
Jessica podeszła do okna, stała tam chwilę w ciszy spoglądając na panoramę miasta, lecz w końcu zaczęła mówić.
- Do siódmego roku życia mieszkałam w domu dziecka. Później przeniosłam się do rodziny zastępczej, która… no cóż była okropna. Musiałam w niej dzielić pokój z dziesięcioma innymi dziewczyn. Były one ode mnie starsze i silniejsze, dlatego często robiłam za ich worek treningowy. Wytrzymałam tam rok , aż w końcu uciekłam. Przez dwa lata żyłam na ulicy. Żebrałam i ogrzewałam się gazetami... no i przez cały czas uciekałam przed policją, dlatego ciągle musiałam mieć oczy dookoła głowy. Jednak pewnej nocy byłam już tak słaba i głodna, że sama zgłosiłam się na najbliższy komisariat policji.
Myślałam, że już nikt mnie nie pokocha. W wieku lat szesnastu miałam dość zasad panujących w placówce, dlatego znów uciekłam. Miesiąc po moim zniknięciu zaszłam w ciążę. Po raz pierwszy czułam się kochana i właśnie to sprawiło, że moje życie stało się jeszcze cięższe.
Kol nie wiedział, co ma powiedzieć. Myślał, że to właśnie jego dzieciństwo było okropne. Jednak on wiedział jak to jest kochać i być kochanym miał rodzeństwo, które znaczyło dla niego wszystko. I w jednej chwili pojął, dlaczego Rebekah zaprzyjaźniła się z Jess i dlaczego chciała żeby on zrobił to samo. Jego siostra miała słabość do nieszczęśników, a on wiedział jak to jest być odrzutkiem.
- Co stało się z dzieckiem? – zapytał cicho.
- Oddałam je do adopcji. Wiedziałam, że sama nie dam rady się nim zająć. Nie bez szkoły, pracy i mieszkania. Próbowałam go szukać, ale na marne. Może gdybym szybciej poznała Myrnę i Boba nie musiałabym przez to wszystko przechodzić.
- Kim oni są?
- Byli – sprostowała i wskazała na ramkę stojącą na kominku. – Myrna i Bob byli wspaniałymi ludźmi, którzy dali mi wszystko, czego potrzebowałam. Jednak pewnej nocy zostali napadnięci przez dzikie zwierzę podczas powrotu do domu z restauracji.
Im dłużej Kol spoglądał na zdjęcie pary staruszków tym bardziej wspomnienia zalewały jego umysł. W końcu przypomniał sobie, że z ich śmiercią nie ma nic wspólnego dzikie zwierzę. Wiedział, kto jest za to odpowiedzialny. I tą osobą był… on sam.