piątek, 16 maja 2014

Hey słońca wy moje!
Mój wyjazd się troszkę przedłużył... Mam nadzieję, że się nie gniewacie...
Nie miałam zbytnio czasu aby pisać dlatego mam dla Was tylko połowę,  (a może nawet nie... wydaję mi się, że to chyba jakaś 1/5) rozdziału... Jak tak patrzę...
Postaram się coś tam napisać w weekend...


Zapraszam również na bloga mojej bff http://bielczyczern.blogspot.com/

Pozdrawiam Ianka <3

- Czy Ty Caroline Forbes bierzesz sobie za męża tego oto Nikalusa… bla, bla, bla – mruczał pod nosem najmłodszy z Mikalesonów. Cała ta uroczystość bardzo go przygnębiała i nudziła.
Niby był zadowolony ze szczęścia swojego brata i jego narzeczonej (już za chwilę jak wszystko dobrze pójdzie i nikt jej nie zabije, albo się nie rozmyśli jego żony), ale coś hamowało jego uczucia. Nieświadomie spojrzał na Ally. Kochał na nią patrzeć. Kochał widzieć jak jej długie kasztanowe włosy układają się kaskadą na placach, kochał widzieć jak jej szmaragdowe oczy przepełnione są bezgranicznym szczęściem i kochał mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie…
Ally tylko zgromiła go wzrokiem. Miała go już szczerze dość i mimo tego, że bardzo go kochała i zawdzięczała mu dosłownie wszystko nie potrafiła nie okazywać mu czystej pogardy. Ich świetlana przeszłość już dawno odeszła w zapomnienie, a oni musieli o sobie zapomnieć.
***

 Ally:  Kol?
Kol: Sara?
Ally: Sara?!
Kol: Ally?
Sara: Ally?!
Ally, Sara: Kol!!!
Ally: Do cholery, kim ona jest?!?
 Sara: Jego dziewczyną, … Ale nie martw się słońce, jeszcze tylko chwilę… Później jest już cały twój
***
- Wiesz, że cię kocham?
- Jesteś tego pewien? W końcu jestem krwiożerczym wampirem – rzuciła ze śmiechem.
- A ja okropną hybrydom, chyba jednak wygrałem w konkursie na odrażającą bestię – powiedział mimochodem.
- Tak i wygrałeś nie tylko to – powiedziała szeptem blond włosa anielica.
- Tak, a co jeszcze?
- Drogę do mojego serca – mówiła naprowadzając jego prawą rękę na jej lewą pierś.
- W takim razie wygrałem najwięcej na świecie, pani Mikaelson – Klaus sprawnie zmniejszył odległość między nimi i już chwilę później ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

 ***

 - Nie jestem nim zainteresowana, wybacz…
- Zrywasz ze mną?!? – Zapytał zdziwiony. Zawsze to on zrywał z kobietami, to on nimi przysłowiowo rządził.
- Tak… Zrywam, chociaż jest to dla mnie ciężkie?
- Dlaczego? – Zainteresowali się wspólnie Kol z Ally.
- Ponieważ ja i Kol nigdy tak naprawdę nie byliśmy razem..
-  No tak wtedy rozstanie naprawdę jest bardzo trudne – stwierdziła rzeczowo Salvatorówna – Idziemy na drinka?
- Z chęcią!  Zostawmy go samego… Niech sobie to wszystko „przetrawi” – odpowiedziała jej dziewczyna z radością i obie ruszyły w stronę baru.
- A ja?!? Co ze mną?!? – Krzyknął Pierwotny za nimi.
- Ty się już w tym wszystkim nie liczysz! – Odkrzyknęły chórem i wróciły do rozmowy.
Najmłodszy z braci Mikaelsonów stał w osłupieniu przez jeszcze kilka minut. Nie wiedział, co zrobić ani co powiedzieć. Dlatego jak tylko jego mózg zaczął na nowo działać tak jak powinien Kol chwycił kilka butelek Bourbona i udał się w najciemniejszy i zarazem najbardziej odludny kawałek ogrodu, aby się upić. Upić się w samotności i z należytą godnością, której od dawna już mu brakowało.
 
***
- Kol gdzie jesteś? Kol!!! Kol do cholery!!! Idioto gdzie jesteś?! Ty głupi arogancki dupku!!! Jeśli zaraz się nie pojawisz w Sali balowej i nie wygłosisz swojego przemówienia to pozwolę Klausowi Cię zabić!!! Ale może mieć mały problem, bo ja zabiję cię pierwsza!!! Kol proszę obiecałeś…. – krzyczała Ally chodząc po całym ogrodzie. Była zła, nawet bardzo zła. Wiedziała, że „praca” z Pierwotnym nie będzie łatwa zważywszy na to co wydarzyło się w przeszłości jednak myślała, że on wykaże trochę klasy i nie będzie pijany chociaż w ten jeden dzień… Że chociaż w ten jeden dzień przestanie zachowywać się jak dziecko i stanie na wysokości zadania…
Najmłodszy z braci Mikaelson wyczołgał się wolno zza krzewów słysząc nawołujący go głos Ally. Wiedział, że będzie miał problemy, ale chyba jeszcze większe kłopoty gdyby został w swojej kryjówce… Pierwotny był pewny, że nie wyszedłby z niej do środy, a była dopiero sobota…
- Ally, nie maaammm nicc na… naaa swoją odpowiedzialność… - zaczął – I proszę nie przerywaj mi – uciszył ją ręką gdy chciała już zacząć mówić – Wiem, że jestem idiotom. Wiem, że nie spisałem się w roli świadka, starałem się, ale mi się to nie udało. Zamiast tego upiłem się i jest mi wstyd. Wstyd za to, co zrobiłem teraz, zresztą nie tylko teraz. Wstyd mi za to, co stało się na przestrzeni wieków. 
- Och… Kol… - westchnęła i już miała zamiar go przytulić, gdy ten powiedział najpoważniejszym tonem, na jaki było go stać pod wpływem alkoholu.
- Miałaś mi nie przerywać.
- Ale ja wcale… Okay… Przerwałam Ci, ale…
- Już nie tłumacz się… Jak bardzo jesteś na mnie wściekła?
- Bardzo…
- Too dobrze, bardzo dobrze… Chodź pójdę i wzniosę ten głupi toast…
Nastała niezręczna cisza. Każdemu z nich przeszkadzała najbardziej na świecie, ale żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć… W końcu udało się to Kolowi.
- Ally?
- Tak? – zapytała robiąc w ziemi dziurę swoim wysokim obcasem.
- Zabierzesz mnie stąd? Mam już dość baloników, kwiatków i innych dupereli. To wszystko mnie po prostu przygnębia.
- Zabiorę Kol, zabiorę…
- Sprzedałaś ten dom, który Ci dałem? – zapytał otwierając przed nią drzwi.
- Chciałam, ale nie potrafiłam… Stwierdziłam, że powinnam oddać Ci klucze… - szepnęła wchodząc do pomieszczenia.
- Nie, nie powinnaś. Jest twój. Sam Ci go dałem… Ostatnie pytanie.
- Hmm?
- Czy byliśmy w nim szczęśliwi? Czy nasza przyjaźń była prawdziwa?
- Kol.
- Tak?
- To dwa pytania – zauważyła biorąc kieliszek szampana.
- Wiem, przepraszam…
- Tak.
- Tak, co?
- Tak byliśmy tam szczęśliwi. Tak nasza przyjaźń była prawdziwa – powiedziała cicho patrząc na tańczące pary, a z jej oczu popłynęła samotna łza, którą szybko starła wierzchem dłoni.
- Czy sądzisz, że nadal moglibyśmy się przyjaźnić?
- Chyba… Chyba tak…  Choć już bo się spóźnimy…