piątek, 29 sierpnia 2014

Liebster Blog Award.


Zostałam nominowana do Liebster Blog Award, za co dziękuję bardzo Julii Teresiak


Ulubiony zwierzak? 
Z całym przekonaniem pies. To chyba zasługa tego, że sama mam dwa w domu i wychowywałam się w towarzystwie czworonożnych, wiernych przyjaciół.

 Czy uważasz, że z uwagi na swój wiek, powinnam zrezygnować z pisania?
Oczywiście, że nie. Bo na pisanie nigdy nie jest się za starym lub za młodym, szczególnie jeśli kocha się to robić.

 Czy jest aktor, którego kochasz?
Aktor, którego kocham? Hmm... Chyba nie ma żadnego... Nie potrafię pokochać osób, które są w moim życiu od dawna i wiem, że moja miłość należy się im jak nikomu innemu i bardzo je przepraszam za mój brak jakichkolwiek uczuć, więc chyba również nie mogę mówić o tym, że kocham kogoś kogo zupełnie nie znam.. Bo zamiast człowieka znam tylko role, które grał. Ale uwielbiam Iana Somerhalder'a  ale to to chyba raczej nic nadzwyczajnego, bo jest boski. Ale lubię również Alana Rickmana, Toma Feltona i Channinga Tatuma... oni też są świetni... no i Logan Lerman, który grał w moim ulubionym filmie "Charlie"... Serdecznie polecam...

Z kogo bierzesz przykład?
Jestem indywidualistką. Nikogo nie naśladuję, ani nawet nie staram się tego robić. Choć osoby, które znam czasem chyba byłyby zadowolone z tego, że poudawałabym jakąś miłą, pełną dobroci osóbkę.

Kiedy zaczęłaś pisać?
Moja przygoda z pisaniem dopiero się zaczyna... Ale jeśli mam podać jakąś konkretną datę to jest nią 10 kwietnia 2013r.

Ulubiona piosenka?
Jest ich strasznie dużo... Ale na ten moment chyba "Say Something"...

Wymarzony dom i mąż?
 O Boże... Dziewczyno zwaliłaś mnie z nóg tym pytaniem... Nie mam jakiegoś wymarzonego typu mężczyzny. Nie chcę księcia na białym koniu, bo wiem, że tacy nie istnieją... Chyba po prostu chcę, żeby mnie kochał i każdej nocy przed zaśnięciem szeptał mi do ucha, że nigdy mnie nie zostawi. Tyle wystarczy... Wymarzony mąż to takim który będzie w stanie mnie uszczęśliwić... A co do domu chce, żeby był przepełniony rodzinną atmosferą... gdzie będę mogła być najzwyczajniej w świecie sobą.

Ulubiony kamień?
Jeśli nie chodzi tu o kamień, który otrzymałam kilka lat temu od kuzyna, bo nie mógł już mnie znieść... i żebym się zamknęła po prostu mi go dał i opowiedział jakąś durną historyjkę, a ja jako dziecko ją łyknęłam... I nadal w tajemnicy przed nim trzymam kamień schowany w pokoju... W końcu nie może wiedzieć, że go uwielbiam (chodzi o kuzyna) bo wtedy mój najwspanialszy kuzynek by mi spokoju nie dał... Ale to się chyba nie liczy... Więc tak jak prawie każdej kobiety Diament. Są wspaniałe...

Lubisz matematykę?
Nie znoszę, a wszystkie moje nauczycielki od matmy są jędzami, które nie znoszą mnie... choć cały czas się tego zarzekają...

Najpiękniejsze imię żeńskie i męskie?Żeńskie hmmm powiedziałabym, że Sara, ale już nie będę taka okropna i nie wybiorę własnego imienia na najpiękniejsze... W takim razie albo Ally lub Mia...  A męskie to Alexander... Ale koniecznie przez "x".

Jaki najbardziej lubisz styl?
Jakikolwiek, byle by się tylko dobrze prezentował...


Bardzo przepraszam, że ja nikogo nie nominuję... Ale jakby to powiedzieć? Nie mam kogo... Nie czytam aktualnie żadnego bloga... Przepraszam ludzi z blogosfery za ten haniebny czyn... Obiecuję poprawę... :)

PS. Nowy rozdział powinien pojawić się niedługo... Choć nie wiem jaki słowo "niedługo" ma przedział czasowy...
PSS. Założyłam zakładkę "SPAM" i tam możecie zadawać mi różne pytania, które Was nurtują... A także polecać mi (naprawdę polećcie mi jakieś fajne rzeczy... bo ze mnie jest taki trochę idiota, który nie wie co ma zrobić z własnym życiem).... Błagam zróbcie coś z tym i zadawajcie morza i oceany pytań... A ja na każde odpowiem ;) Nawet te osobiste... 

Jejj powiększyłam, żeby każdy zauważył... Jestem genialna xd 

niedziela, 17 sierpnia 2014

The Kiss Goodnight - Rozdział 2.

Jak zauważycie za chwilę zmieniłam imię głównej bohaterki mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Przy ostatnim rozdziale były tylko 2 komentarze dlatego jeśli przy tym nie będzie min. 5 nowy rozdział się nie pojawi. Przypominam, że można komentować również z anonima :D
Rozdział nie sprawdzany. Za błędy przepraszam.
Zapraszam do czytania <3 



Od ich pierwszego, a zarazem jedynego spotkania minął rok. Rok pełen zwrotów akcji, zawirowań i smutku. Czasami nie mamy pojęcia, co czujemy zanim to nie wyjdzie na wierzch, zanim nasze emocje nie osiągną punktu kulminacyjnego. Ale skąd mamy wiedzieć, kiedy jest już dość? Kiedy nasze serce nie ma już siły, kiedy nasz umysł przestaje pracować… czy to jest koniec? A może to dopiero początek? Jess skulona pod kocem oglądała telewizję. Nie wiedzieć, czemu tęskniła za Kolem Mikaelsonem. Nie znała go, a tęskniła. Tak to dziwne. Dziewczyna nieświadomie zerknęła na zdjęcie w ramce przedstawiające ją i chłopaka. Zrobili je w różanym ogrodzie. Była to jej jedyna pamiątka po nim. Jessica niemal z czcią wzięła ramkę do ręki i przejechała po niej wierzchem dłoni. „Machoń” – pomyślała i wyciągnęła fotografię. Dopiero teraz zauważyła, że na drugiej stronie widnieje numer telefonu i napis „Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli tak nie jest oznacza to, że to jeszcze nie koniec.” Kierowały nią różne odruchy jednak w końcu zdecydowała się na akt odwagi i podniosła telefon. Moment biła się z własnymi myślami, lecz w końcu wykręciła jego numer. Dwa sygnały później usłyszała jego głos. Gdy powiedział „Słucham” jej oddech zamarł.
- Kol? – spytała zupełnie niepotrzebnie. Wiedziała, że to on nie mogłaby go pomylić z nikim innym.
- Jessica. – rozpoznał ją. Naprawdę ją rozpoznał – Czemu musiał minąć równo rok abyś zadzwoniła? Czekałem. – ciągnął dalej, a ona poczuła się dziwnie mała.
- Skoro czekałeś to czemu sam nie zadzwoniłeś? – zapytała lekko skrępowana.
- Ponieważ nie miałem twojego numeru, Rebekah nie chciała mi go podać, a na świecie nikt nie słyszał o Tylko Jessice.
- Nazwiska też Ci nie podała?
- Dokładnie. Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej?
- Nie chciałam wyjść na nadgorliwą.
- A tak naprawdę? – dociekał, od razu wiedział, że kłamie. Kol Mikaelson łatwo się nie poddawał. Nawet, gdy siedział po drugiej stronie linii telefonicznej ubrany tylko w spodnie od piżamy w małpki.
- Nie znałam twojego numeru – wyznała cicho.
- Przecież zapisałem Ci go po drugiej stronie zdjęcia.
- Zauważyłam to dopiero dziś – szepnęła ponownie.
- Jess?
- Tak?
- Jesteś w domu?
- Oczywiście, a co?
- Poddaj adres.
- Chyba oszalałeś, nie poddam Ci mojego adresu.
- Już to zrobiłaś dzwoniąc do mnie. Upper East Side 169/9, prawda? Będę za godzinę.
- Ale skąd ty wiesz…- nie dokończyła, ponieważ usłyszała już tylko dźwięk urwanego połączenia.

***

 Dokładnie godzinę później Jess została obudzona przez dźwięk domofonu. Była tak zdenerwowana jego wizytą, że najprawdopodobniej zemdlała. Z bolącą głową, ubrana w swoją o wiele za dużą, wyblakłą, czerwoną bluzę i spodnie z polaru z przyszytymi do nich skarpetami, a także z włosami, które tylko lekko przeczesała dłonią poszła otworzyć mu drzwi.
Zastała w nich przystojniaka, w którym mogłaby się zakochać, jednak nie zrobiła tego. Gestem ręki zaprosiła go do swojego małego mieszkania i wskazała, aby udał się do niewielkiego salonu.
- Rozsiądź się – powiedziała i sama poszła do kuchni przygotować herbatę. Jednak, gdy ze strachu długo nie przychodziła Pierwotny sam zawitał w kuchni. Mimo swych pragnień nie uniknęła konfrontacji z nim.
- Jessico?
- Tak? – zapytała szeptem przełykając gulę w gardle.
- Boisz się mnie? – zapytał podchodząc bliżej.
- Nie Kol, nie – powiedziała cicho zalewając kubek wodą.
- Powinnaś Jess, powinnaś. Jestem potworem, a ty mimo wszystko stoisz tu i spokojnie parzysz herbatę.
- Nie zrobiłeś nic złego, o czym bym wiedziała Kol. Nie mam powodów, aby bać się samego ciebie. Bardziej niż twojej osoby boję się konfrontacji z Tobą.
- Dlaczego?
Ona jednak nie odpowiedziała. Szybko poszła do salonu i usiadła przykrywając się kocem na fotelu. Mimo całej tej niezręcznej sytuacji czuła, że jednak może czuć się przy nim swobodnie.

***

  - Kto to? – zapytał Kol spoglądając na zdjęcie przedstawiające dwójkę wesołych staruszków. Jednak Pierwotny dokładnie wiedział, kto znajduje się na fotografii. Zabił ich chyba ponad dwa lata temu. Wpadł w tak wielki szał po utracie Rachel, że musiał to zrobić, aby jakoś podnieść się na nogi. Żeby ktoś po ich utracie czuł się tak samo jak on w tamtym momencie. Jednak siedząc w jej wygodnym fotelu i patrząc w jej oczy pełne smutku żałował, że to przez niego Jess zaznała jeszcze więcej cierpienia niż powinna. Ale on już nic nie mógł z tym zrobić. Oni leżeli już dwa metry pod ziemią, a on czuł się winny i wiedział, że jeśli Jessica dowie się o tym, co zdarzyło się w wakacje dwa lata temu już nigdy się do niego nie odezwie.
- To Bob i Myrna. To im zawdzięczam wszystko, co mam – powiedziała pokazując ręką wszystko wokół. – To właśnie oni przygarnęli mnie z ulicy. Oni zaufali mi na tyle, że mogłam dołączyć do ich rodzinnego biznesu. A gdy umarli zostawili mi w spadku wszystko, co mieli. Tak bardzo ich kochałam, traktowałam jak rodzinę, ale i oni musieli odejść z mojego życia – mówiła,a z jej oczu popłynęła samotna łza. Nie potrafiła mówić o dwóch najważniejszych osobach w jej życiu bez emocji targających jej wnętrzem.
- Ejj mała nie płacz – powiedział ścierając jej łzę kciukiem. – Wiem, że jest Ci ciężko, że dużo przeżyłaś, ale powinnaś iść na przód. Nie rozdrapywać, co rusz starych ran. Gdy wciąż będziesz to robiła nigdy do niczego w życiu nie dojdziesz. A zasługujesz na wszystko, o czym marzysz.
- Już mam wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłam, Kol. Nie potrzeba mi więcej. Zdałam maturę, rozpoczęłam studia, mam pracę i mieszkanie. Kiedyś nawet nie myślałam, że mogłabym mieć, aż tyle.
- A ty Kol, o czym marzysz? – zapytała patrząc w jego oczy.
„ O tym, aby cofnąć czas. O tym abyś mnie nienawidziła, gdy dowiesz się prawdy o śmierci Boba i Myrny. Żebyś się mnie nie bała, gdy powiem Ci, że jestem tym, kim jestem… wampirem z krwi i kości. O tym, aby mieć dzieci i kogoś, kto mnie pokocha całym sercem. Marzę o kobiecie, z którą będę miał dom z ogródkiem, psa i kosiarkę. Marzę o nieprzespanych nocach, kiedy to będę trzymał w ramionach kogoś dla mnie naprawdę ważnego. A teraz najbardziej marzę o tym, aby ściągnąć z ciebie te ubrania, rzucić na kanapę i kochać się z tobą przez całą noc i cały dzień. Szaleńczo, drapieżnie, niebezpiecznie, delikatnie i wolno… na różne sposoby, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zawsze. Ale nie zrobię tego, ani teraz ani nigdy. Bo marzę o tym by być dla ciebie ważny, aby być twoim przyjacielem. To mi wystarczy.” – pomyślał, lecz powiedział tylko:
- Marzę o tym by być szczęśliwym i rozumianym. Tylko tyle.

***

 - Kol jest już późno – powiedziała spoglądając na zegarek, który właśnie wybił północ. Chyba powinieneś już iść.
- Jak jesteś śpiąca to idź się położyć. Ja użyczę sobie twojego telewizora i pooglądam telewizję. Zmyję się jak tylko wzejdzie słońce. Okay?
- Okay. – odpowiedziała nawet nie myśląc. Lecz po chwili powiedziała:
- Nie, nie… Wcale nie okay. Ledwo, co się znamy, a ty już chcesz zostać na noc? Nie na pewno nie. Teraz stąd wyjdziesz i jeśli chcesz się ze mną spotkać to przyjdź do antykwariatu w sobotę…, a teraz żegnam – powiedziała idąc do drzwi i otwierając mu je. On tylko wstał, wziął swoją kurtkę i usiadł pod drzwiami od strony wejściowej. A co zrobiła wtedy Jessica? Zatrzasnęła je ze złością, ponieważ jakiś mężczyzna pchał się z butami do jej własnego życia, a ona wcale tego nie chciała.


CZYTAM = KOMENTUJĘ 


PS. Jeśli coś piszecie to zostawcie linka... Z chęcią poczytam ;)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

The Kiss Goodnight - Rozdział 1.

- Ja tam nie pójdę Rebekah nie ma mowy! – krzyczała brunetka siedząc na łóżku i przyglądając się swojej przyjaciółce, która usilnie próbowała namówić ją na pójście na imprezę.
Rebekah Mikaleson milczała długą chwilę.
- Pójdziesz tam Jess i nie znoszę sprzeciwu – powiedziała Pierwotna spokojnie przymierzając jaskrawoczerwoną sukienkę. Rebekah zawsze lubiła się stroić, a rozpoczęcie lata u jednego z najbardziej rozrywkowych, a zarazem wpływowych ludzi na świecie było na to idealną okazją.
Jessica słysząc słowa swej towarzyszki sięgnęła po butelkę piwa stojącą na stoliku nocnym i wypiła ją w kilku szybkich łykach. Wiedziała, że jeśli naprawdę ma tam iść to nie zniesie tego bez braku alkoholu we krwi.
- Jessico wszystko widzę w lustrze! – zauważyła Pierwotna nie odwracając wzroku od szkatułki z biżuterią – Odłóż to piwo, Tobie nie przystoi. – pouczyła tonem nieznoszącym skargi – Wiem, że się stresujesz, ale musisz tam iść.
- Dlaczego? – zapytała brunetka wstając i podchodząc do szafy.
- A chociażby, dlatego, że będzie tam mój brat… Chciałabym abyś go poznała. Jest naprawdę wspaniały jednak teraz ma trochę trudny okres w życiu. Sądzę, że moglibyście się zaprzyjaźnić – mówiła blondynka malując swe rzęsy, lecz w pewnym momencie gwałtownie się odwróciła i spojrzała w szmaragdowe oczy swej przyjaciółki. Zauważyła w nich strach, który towarzyszył im zawsze, lecz nie tylko, było w nich też wielkie podniecenie. Rebekah uśmiechnęła się szyderczo. Wiedziała, że z pomocą Jess uda jej się wyprowadzić swojego brata na prostą.

***

- Dziwnie się czuję – szepnęła Jessica stojąc przed wielkimi drzwiami. Dom, który należał do Briana White’ a był ogromny i strasznie ją przytłaczał. Ubrana w krótką czarną sukienkę czuła się niekomfortowo i zrobiłaby wszystko, aby wrócić jak najszybciej do własnego mieszkania, ale wiedziała, że z własnym łóżkiem przywita się dopiero za minimum osiem godzin.
- Wyglądasz wspaniale…. Chodź już – ponagliła Jessicę, Rebekah i gestem ręki kazała jej wejść do środka. To, co zastała tam dziewczyna wcale jej nie uszczęśliwiło. Wszędzie wałęsali się ludzie trzymający w rękach wielkie butelki z alkoholem. Ci, co już polegli leżeli bezwładnie na kanapie… Jeszcze inni całowali się w kątach. Z góry słychać było dźwięki upojnego sexu. To na pewno nie było miejsce dla takiej osoby jak ona.
- Rebekah ty się baw, a ja wracam... Źle się czuję – szepnęła przyciskając dłoń do ust.
- Jess to było do przewidzenia. Nigdzie nie wracasz i nie udawaj, wiem, że tak naprawdę nie jest Ci nie dobrze, to zbyt stara sztuczka abym się nabrała. Niedługo będzie tu mój brat. Jak będziesz chciała wyjść wcześniej to pogadaj z nim, aby zabrał Cię do domu – mówiła Pierwotna popijając swojego drinka. – A nie, patrz tam jest – wskazała palcem na wysokiego mężczyznę przeciskającego się przez tłum.
Jessica szybko odwróciła głowę, by spojrzeć na ukochanego brata swej przyjaciółki.
Był dobrze zbudowany, jego brązowe włosy były nienagannie ułożone, a jego oczy błyszczały pomimo tego, że wydawały się strasznie smutne. Rebekah mówiła, że jej brat przeżywa teraz trudny okres, ale nie wiedziała, że tak bardzo będzie to widać w jego oczach. Jednak mimo wszystko jego usta się śmiały i dziewczyna była pewna, że jak jeszcze chwilę zostałby sam to z pewnością byłby duszą towarzystwa.
- KOL TUTAJ! – zawołała Rebekah machając do niego ręką. Mężczyzna od razu skierował się w ich stronę.
- Hey, jestem Kol – przedstawił się grzecznie. Jess takie zachowanie nie pasowało do jego stroju, myślała, że okaże się bezczelny… Jednak ma jeszcze trochę czasu na pokazanie swojego prawdziwego „ja”.
- Jessica – powiedziała cicho.
- Jess, ładnie – zauważył robiąc krok w przód. Brunetka w tym samym momencie się cofnęła.
- Jessica nie Jess.
Kol znowu zrobił krok do przodu, a Jessica zmuszona była się cofnąć. Plecami dotknęła ściany i była przerażona. W ogóle nie znała Kola, nie wiedziała, do czego zmierza, a Rebekah zachowywała się tak jakby nic nie widziała.
- Przestań, proszę – szepnęła zakłopotana, a on w odpowiedzi zrobił kolejny krok w przód. Usidlił ją, choć ona wcale tego nie chciała. Nie wiedziała, co zrobić. Nie mogła wydostać się spod jego rąk. Na szyi Jessica czuła ciepły oddech Pierwotnego. Wiedziała, że jak Kol szybko nie przestanie to ta mu ulegnie i zrobi wszystko, co tylko by chciał. On jednak niespodziewanie cofnął się do tyłu i zachowywał się jakby cała wcześniejsza sytuacja nie miała nigdy miejsca.

***
- Jak poznałaś się z moją siostrą? – spytał z ciekawością dopijając już czwarte piwo odkąd usiadł wraz z Jessicą przy barze. Nie tańczyli, nie bawili się. Nie robili nic, co powinno robić się na imprezie oprócz picia. Nie interesowały ich tak prymitywne zajęcia dla zabicia czasu. Oni mieli własne. Rozmowę.
- Ojej… Kiedyś pracowałam w małym antykwariacie. Pewnego dnia przez drzwi weszła Rebekah rozpylając w całym pomieszczeniu swoją aurę doskonałości. Chciałam jej pomóc w poszukiwaniu książki, która ją interesowała jednak wyszło tak, że to ona pomogła mnie.
- Nie rozumiem. W jaki sposób? – dopytał się biorąc kolejny łyk trunku.
- Uratowała mi życie. – odpowiedziała dziewczyna bawiąc się papierową serwetką.
- Jak? – Kol nie dawał za wygraną. Musiał znać każdy szczegół nawet ten najdrobniejszy. Polubił Jess i wiedział, że kiedyś na pewno się zaprzyjaźnią i, że to właśnie dzięki niej kiedyś zapomni o Rachel.
- Stałam sobie spokojnie i przeglądałam tytuły książek, jakie mamy, aż tu nagle regał za mną zaczął się przewracać. Rebekah go zatrzymała. Do dziś nie mam pojęcia, w jaki sposób.
- Wampirza siła. – szepnął bardziej do siebie niż do niej.
- Hęę? Powiedziałeś coś? Nie usłyszałam przez muzykę – powiedziała i szczerze się uśmiechnęła.
- Nie Jess, nic nie mówiłem – odpowiedział i zawtórował jej uśmiechem.
- Jessica Kol, Jessica… Nie Jess – pouczyła go, a on zaczął śmiać się jak szaleniec.
Wiedział, że zdrobnienie od własnego imienia ją denerwuje i może się tak zwracać do niej tylko Reb… Jednak on pomimo tego, że znali się tak krótko już kochał się z nią droczyć.

***

 - Kol?
- Tak? – spytał rozglądając się po wielkim ogrodzie. Już dawno nie widział nic tak niezwykłego. No chyba, że Jess też wchodziła w grę. Wszędzie roznosił się ten niewiarygodny zapach róż. Jednak ich wygląd był chyba jeszcze piękniejszy niż zapach, a jego towarzyszka wyglądała idealnie wkomponowując się w obraz ogrodu z fontanną widniejącego za nią.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – pouczyła wąchając najbliższy krzew czerwonej róży.
- W takim razie, co miałem odpowiedzieć, mądralo? – zapytał siadając na kamiennej ławce.
- A skąd mam wiedzieć? Nie wiem wszystkiego – chichotała Jessica jak nastolatka, którą zresztą wciąż była, a spowodowane było to zapewne zbyt wielką dawką alkoholu we krwi.
- Aha. – mruknął odwracając się do niej tyłem. Jego kły boleśnie wyszły na wierzch, domagały się krwi, której on nie mógł załatwić. Nie w tamtym momencie. Po historii Jessie o jej cudownym uratowaniu przez Reb wiedział, że jego siostra nie wprowadziła jeszcze swej przyjaciółki do ich świata…, a on sam też nie zamierzał tego na razie robić.
- Kol coś się stało? – zapytała kładąc mu dłoń na plecach w geście pocieszenia i własnego zmartwienia. Pierwotny szybko odwrócił się na pięcie, dygnął i spytał z błyskiem w oku:
- Zatańczymy?
- Z chęcią bym to zrobiła, ale…
- Ale? – Pierwotny znów musiał wiedzieć wszystko.
- Nie potrafię – szepnęła zażenowana.
- Hęę? Nie dosłyszałem.
- Nie potrafię tańczyć! – krzyknęła wściekła.
- Jak to? – zapytał rozbawiony. Nawet nie myślał, że śmiech może wywołać u niego tak ostry ból brzucha.
- Normalnie. Zabierz mnie do domu – mruknęła.
- Teraz?
- Nie, poczekam na śnieg i Świętego Mikołaja. Oczywiście, że teraz! – kolejne mruknięcie.
- Nie bądź sarkastyczna Jess.
Nie znosiła jak ją pouczał. Nie znosiła jak ktokolwiek ją pouczał. Była dorosła. Mądra i urocza. Zawsze dostawała to, co chciała, jednak nie była rozpieszczona… zawsze dochodziła do tego tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Nie miała bogatych rodziców. Ona w ogóle nie miała rodziców. Całe swoje dzieciństwo spędziła przemieszczając się od jednej rodziny zastępczej do kolejnej. Brakowało jej miłości. I wiedziała, że na pewno nie dostanie jej od Kola Mikaelsona, więc gotowa była skończyć tą znajomość zanim ta jeszcze dobrze się rozpoczęła.