niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 22.


W końcu jest....
Przepraszam, że musieliście tyle czekać...
Mam nadzieję, że wam się spodoba...
Pozdrawiam Ianka ;*
A gdy chcielibyście ze mną porozmawiać to wejdźcie na
https://www.facebook.com/pages/That-kind-of-love-never-dies/237857406400329
Kocham <3


Dwójka zakochanych ludzi całą noc przesiedziała na plaży. Obejrzała razem wschód słońca. W tej części kraju był naprawdę niesamowity. Wielka czerwono - pomarańczowo - żółta kula powoli unosiła się nad powierzchnię wody. Wody tak przejrzystej, że mogła służyć za lusterko. Pod jej powierzchnią widać było kolorowe morskie stworzenia. Wszystko było cudowne. Cały ten czas na przemian się całowali albo rozmawiali. Głównie o nim, Od niej dowiedział się tylko tyle, że od urodzenia mieszka w Los Angeles i ma na imię Sara. Bardzo dużo. On sam opowiedział jej kilka ostatnich lat swojego życia. Zmartwychwstanie, pobyt w Nowym Yorku, odnawianie relacji rodzinnych. Pominął też kilka chyba nawet najważniejszych wydarzeń w swoim życiu. Takich jak spotkanie Ally, zakochanie się w niej i planowanie wspólnej przyszłości. O tym właśnie chciał zapomnieć i przy niej wychodziło mu to doskonale.

Było około 8 nad ranem. Dziewczyna stwierdziła, że zgłodniała i razem ze swym "partnerem" poszła do baru na śniadanie. Wszyscy patrzyli się na nich krytykującym okiem. Weszli bowiem w pomiętych ubraniach, w piasku we włosach i podkrążonych oczach. Jakby spędzili noc na plaży, ale czy nie tak właśnie było?  Usiedli przy stoliku w samym końcu sali. Z obydwóch stron okalały ich okna. Po chwili podeszła do nich kelnerka. Złożyli zamówienie i czekali. Zaczęli rozmawiać o miłości. Chyba nie najlepszy temat na randkę. Kol dowiedział się od niej, że chodziła z 12 wampirami, czarodziejem, 2 hybrydami i 9 wilkołakami. Czyli to stąd wiedziała o ich świecie.
- Nie chciałbyś być zakochany?
- Byłem kiedyś. To bolesne, bezcelowe i przereklamowane.
- Hey nie mów tak, każdy zasługuję na miłość - powiedziała chwytając go za rękę.
- Nie ja, nie ja kochanie.
Siedzieli tak w ciszy aż w końcu kelnerka przyniosła ich zamówienie. Zajęli się więc nim.
Po półgodzinnym nieodzywaniu się do siebie Kol wyciągnął kartkę i nabazgrał na niej swój numer telefonu. Potem wstał, pocałował ją w policzek wyszeptał ' żegnaj ' położył pieniądze na stoliku i znikł w nadludzkim tempie za drzwiami restauracji. Sara siedziała tam jeszcze chwilę po czym sama wyszła i skierowała się w stronę swojego mieszkanie, które mieściło się dwie przecznice dalej. Po drodze wpisała numer telefonu Pierwotnego do telefonu.
Kol znalazł się w pokoju hotelowym z widokiem na ocean 5 minut po wyjściu z jadłodajni. Gdy tylko wszedł zobaczył na stoliku przed łóżkiem kopertę z jego imieniem. Przeraził się, ale wziął ją do ręki i przeczytał zawartość.

Niklaus Mikaelson wraz z Caroline Forbes 
mają zaszczyt zaprosić 
Kola Mikaelsona wraz z osobą towarzyszącą 
na uroczyste przyjęcie Sakramentu Małżeństwa,
które odbędzie się w
Bazylice św. Piotra w Rzymie.
"Gdy ktoś kocha różę , której jedyny okaz  znajduję się na jednej z milionów  gwiazd , wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym . Mówi sobie: Na którejś z nich jest moja róża".
Tak właśnie jest z nami
i mamy
nadzieję, że 
podzielisz nasze szczęście.

Tak myślałem, że się to kiedyś zdarzy. Całe szczęście, że mam bilety do Rzymu. Co prawda kupiłem je aby zwiedzić to stare miasto z Allyssą. Ale co tam jak nie ta to następna, a następną w tym wypadku będzie Sara. Trzeba ją znaleźć. Zaprosić i wywieźć z dala od Los Angeles. Tu nigdy nie poczuje się szczęśliwa. Widać to było w jej oczach. Każde okazanie miłości doprowadzało do tego, że w jej oczach pojawiały się łzy. Szybko je jednak ścierała. Udawała twardą, a tak naprawdę była tylko kruchą, skrzywdzoną przez życie istotką. Tylko jak ją znaleźć w tym pełnym smakołyków mieście. Głupiec obściskiwał się z nią przez całą noc, ale o numer telefonu już ciężko było poprosić. Co prawda sam dał jej swój, ale czy zadzwoni?

Sara siedziała sama w swoim jednopokojowym mieszkaniu połączonym z kuchnią i łazienką, którą dzieliła wraz z całym piętrem. Wynajmowała to mieszkanie za pieniądze zarobione jako striptizerka. Żałowała tego co robiła. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Nie miała kasy. Taka była prawda. Za coś musiała zapłacić rachunki, zjeść i kupić najbardziej potrzebne rzeczy. I tak brała nadgodziny i pracę kelnerki w pobliskim barze aby jakoś związać koniec z końcem. Większość jej wydatków zajmowały długi, które narobił jej ojciec przed śmiercią. Był alkoholikiem i hazardzistą. A ona teraz przez niego łapała się każdej pracy. Już nie raz żebrała na ulicy. Leżała na materacu z którego wychodziło już kilka sprężyn i ściskała w ręku telefon. Zastanawiała się czy za dzwonić czy nie. Po 6 godzinach ciągłego zastanawiania się nad swoim losem który był do dupy zadzwoniła
- Witam - powiedziała do słuchawki.
- Dzień dobry, z kim mam przyjemność? - zapytał szarmancko.
- Thibault. Thibault Sara.
- O Sara to ty jak miło. Myślałem, że już nie zadzwonisz.
- Czemu miałabym nie zadzwonić? - spytała ostro.
- A nie wiem tak sobie. Ludzie jakoś nie chcą ze mną wchodzić w jakieś większe kontakty.
- Rozumiem. Ja jednak jestem inna. 
- Wiem to - odezwał się głos z słuchawki - dobrze, że dzwonisz inaczej musiałbym Cię szukać.
- Czemu miałbyś mnie szukać? - odezwała się nieśmiało.
- Bo chciałbym abyś pojechała ze mną do Rzymu na ślub mojego brata. Co ty na to?
- Nie powinnam.
- Dlaczego? Przecież wiesz, że cię ubóstwiam. 
- Tak, ale nie powinnam zostawiać pracy, przyjaciół i brata - skłamała.
- Ej nie masz tam jechać na zawsze. W pracy weźmiesz sobie urlop jak nie będą chcieli Ci go dać to ich zahipnotyzuję. Braciszka zostawisz z rodzicami przecież tam jest jego miejsce, a przyjaciele wytrzymają bez ciebie dwa - trzy tygodnie.
 - Dwa - trzy tygodnie? Nie mówisz poważnie, prawda?
- Jak najbardziej.
- Nie mogę, nie mogę go zostawić.
- Kogo? 
- Brata - skłamała.
- To zabierzmy go ze sobą tylko proszę pojedź ze mną. Proszę - powiedział słodko.
- Zastanowię się - odparła i się rozłączyła.

Allyssa wróciła do Mystic Falls. Ponownie zamieszkała z ojcem. Teraz mieszkali tam w trójkę. Towarzyszyła im Rebekah. Dziewczyna uważała, że jej ojciec w końcu jest szczęśliwy. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Jednak jej sercu towarzyszył smutek i pustka. Tęskniła za nim. Za Kolem. Jej jedynym i niepowtarzalnym przyjacielu. Zadomowiła się w swoim małym pokoiku na poddaszu. Nie musiała tam mieszkać jednak zawsze lubiła tą samotność. Czytała właśnie książkę siedząc przy swoim dębowym biurku gdy do pokoju wszedł Damon. W ręce trzymał srebrną tacę, a ubrany był w smoking. Wyglądał przekomicznie. Zaczęła się śmiać. Rebekha, która stała za drzwiami podeszła do niebieskookiego i szepnęła mu na ucho 
- Wiedziałam, że tak będzie wyglądasz jak kamerdyner.
Salvatorówna zaczęła śmiać się jeszcze bardziej słysząc docinkę Pierwotnej. Podał jej kopertę leżącą na tacy. Ally przeczytała ją uważnie i się rozpłakała. Było to zaproszenie na ślub Caroline i Klausa. Chociaż prawie ich nie znała zaprosili ją aby razem z nimi przeżywała ten radosny dzień. Miała przyjść na nie z osobą towarzyszącą. Chyba nie zwrócili uwagi wypisując zaproszenie na to, że ona nigdy nie miała i nie będzie miała z kim przyjść. Jeszcze kilka dni temu był Kol, który wypełniał jej wszystkie myśli. Usiadła na łóżku i zaczęła się zastanawiać czy nie pójść z Zanem. To on wszystko rozwalił. Nawet nie zauważyła jak z jej oczu popłynęły pierwsze łzy. Koło niej usiadła Mikaelsonówna zaraz za nią z drugiej strony przysiadł jej ojciec i obydwoje przytulili ją ramieniem. 
- Ej mała nie płacz jak nie mój brat to ktoś inny. Szczerze to nawet nie chciałabyś z nim być.
- Nie to nie dlatego - powiedziała nastolatka łkając. 
- To dlaczego płaczesz? - spytała czule.
- Bo nie mam z kim tam iść. Moje życie legło w gruzach przez dwójkę facetów.
- Damon proszę Cię wyjdź stąd - powiedziała.
- Dobrze kochanie - przytulił jeszcze raz córkę, pocałował swoją kobietę w policzek i opuścił pokój.
- Nie chcę Ci zastępować matki. Nigdy nie chciałam. Rose była wyjątkową osobą i urodziła wyjątkową córkę. Teraz jednak chciałabym dać Ci szczególną radę. Posłuchaj głosu swego serca. To ono zawsze podsunie Ci najlepsze rozwiązanie. Nigdy nie słuchaj swojego rozumu. Spójrz na mnie posłuchałam swojego serca, które jednak mam i jestem teraz z najlepszym facetem na świecie. Gdybym słuchała rozumu siedziałabym teraz sama zapijając swoje smutki w jakimś przydrożnym barze. A tak jestem szczęśliwa - przytuliła Salvatorównę jeszcze bardziej.
- Dziękuję - powiedziała. 
- Nie to ja Ci dziękuję - odpowiedziała wampirzyca i opuściła pokój.

niedziela, 16 lutego 2014

Ogłoszenie Parafialne!

Miałam wczoraj dokończyć rozdział, który gotowy jest w połowie.
 Jednak przez własne urodziny tego nie zrobiłam, przepraszam :)
Jednak nie o tym chciałam pisać.
Założyłam fanpage na fb.
Dotyczy on mojego bloga, a może nawet wszystkich blogów.
Będę tam dodawała wiadomości o nowych rozdziałach,
jeśli będziecie chcieli to może jakieś krótkie oneshoty itd.


Jeśli bylibyście zainteresowani to polubcie stronkę:
https://www.facebook.com/pages/That-kind-of-love-never-dies/237857406400329

PS. Nowy rozdział najszybciej powinien pojawić się w sobotę bo muszę wracać do szkoły.
Niestety ferie nie trwają wiecznie. Pociesza mnie jednak myśl, że mam prawie cały wolny kwiecień. :D
~ Ianka ~

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 21.


Nanannaannana....
Wstawiam kolejny rozdział.
Zbliżamy się do końca... Ale może nie będzie on taki
szybki jak wcześniej myślałam. :)
Kocham was i proszę pozostawiajcie po sobie jakiś ślad.
CZYTAM = KOMENTUJE ;*

Kol miał dosyć ciągłego gapienia się w jej zdjęcie, które zrobił tak, że ona nawet o nim nie wie i upijania się do nie przytomności. Chce zapomnieć. Zapomnieć o kimś takim jak Allyssa Salvatore. Co prawda w liście napisał jej, że ma dzwonić. I on zawsze będzie przy niej. Ale to bez znaczenia. Nigdy nie wiedział, że przez głupia kobietę będzie tyle cierpiał. Czy nie robi jednak tego na własne życzenie? Przecież ona nie prosiła go o to aby odszedł. Chciała żeby został razem z nią. W domu, który jej kupił. W domu, który miał niesamowitą atmosferę. W domu, który mógł nazwać swym domem. Ale to bez znaczenia wybrał inną drogę i musi się jej trzymać. Przekonywał sam siebie. Czy tego naprawdę chciał? Nie z pewnością nie, ale chciał jej szczęścia, które mogła znaleźć tylko bez niego.

Ally nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Gdyby on był przy niej od razu wymyśliłby coś czym mogliby się zająć. Jego jednak nie było. Trudno. Cały czas o nim myślała. W głowie w kółko odnawiała ich wspólne wspomnienia. Nie było ich dużo. Były jednak takie jakie miały być czyli piękne. Po długim namyśle dziewczyna chwyciła słuchawkę telefonu i wykręciła numer Pierwotnego. Odebrał po trzecim sygnale.
- Witaj kochanie - powiedział.
- Cześć Kol - odpowiedziała.
- Wszystko w porządku? - zapytał jakimś dziwnie niepokojącym głosem.
- Piłeś. Nie było to pytanie tylko stwierdzenie faktu.
- Może tak, może nie - powiedział śmiejąc się.
- Zadzwoń jak wytrzeźwiejesz i zażyj witaminy zdziałają na kaca - powiedziała i się rozłączyła.

Po co zadzwoniła? - wypytywał sam siebie. Czy nie dość już cierpię oddalony od niej o całą szerokość kontynentu. W tym właśnie momencie chciałby tulić ją w ramionach. Napawać się ciepłem i jedwabistością jej ciała. Chciałby składać czułe pocałunki na jej ustach. A był tu W L.A. Do jasnej cholery! Długo tak nie pociągnie. Gdy tak siedział na plaży z butelką bourbona w ręce patrząc na fale, które co chwila się oddalały, a po chwili znów wracały miał nadzieję, że wymyśli coś aby zapomnieć. Po chwili podeszła do niego kobieta, usiadła obok niego i z jego ręki wyciągnęła butelkę znakomitego trunku. Trzymała ją chwilę w dłoni po czym przechyliła i do jej gardła spłynął bursztynowy płyn.
- Ktoś pozwolił Ci się przysiąść? - zapytał.
- Nie, ale cóż jakoś dam sobie radę - powiedziała po czym znów się napiła.
Pierwotny zabrał butelkę z jej ręki i się napił.
- W takim razie co jeszcze tu robisz? - spytał naburmuszony.
- Siedzę nie widać, zająłeś moją miejscówkę koleś - powiedziała ze śmiechem.
Mikaelson próbował ją zahiptotyzować. Ta zbyła go tylko machnięciem ręki. Ręki na którą nałożona była bransoletka z werbeną.
- Skąd to masz? - spytał zaciekawiony.
- Cały czas będziesz zadawał głupie pytania? - tym razem to ona zadała pytanie.
- Może, więc?
- Wiesz wiem trochę o tym świecie.
- Skąd?
- Wiesz, że to bardzo ciekawe pytanie.
- Nie zbywaj mnie. Skąd? Skąd wiesz o naszym świecie? I dlaczego tu siedzisz?
- Po pierwsze nie zbywam Cię. Po drugie mam coś z tym wspólnego. A po trzecie to moja miejscówka mówiłam Ci już.
- Urocza - powiedział ironicznie.
- Jak tam sobie chcesz - odparła zabierając trunek z jego ręki. Oddał bez żadnych protestów. Potrzebował teraz towarzystwa, a ta dziewczyna była niezwykła.
- Ok.To może inny zestaw pytań. Jak masz na imię?
- Sara.
-  Sara? Ładnie.
- Wiem - oddała mu alkohol.
- Pewna siebie lubię takie.
- Jeśli nie chcesz żeby z tego ładnego noska zaraz poleciała krew natychmiast przestań.
- Ej no nie daj się prosić
- Lepiej mi to oddaj - odburknęła wskazując butelkę.
Gość do picia właśnie tego było mu trzeba. I to nie byle jaki gość do picia. Bardzo, ale to bardzo seksowny.
- Jest impreza plażę dalej przyłączysz się? - zapytała ironicznie.
- Z miłą chęcią - powiedział wstając. Gdy już stał na nogach podał jej rękę. Ujęła ją wstała po czym poszła przodem.
Droga na imprezę nie była łatwa. Cały czas gapił się na jej zgrabny tyłeczek. Ta wiedząc o tym robiła różne rzeczy aby go sprowokować. I kto by pomyślał, że w okresie totalnego załamania znajdzie piękną kobietę, która może być jego podporą. W tym trudnym świecie zrozumienia, a także sexu. Chciał tego jak nigdy. Jeszcze nikt nie pociągał go tak bardzo jak ta mała, pyskata kobietka. Wiedział, że z czasem i tak dojdzie do ich zbliżenia. Czekał na to. Zapomniał w końcu zapomniał. Zapomniał o tym jak głupia smarkula z Mystic Falls zmieniła jego życie. Chciała go zdominować. Chciała aby był grzecznym chłopcem. A on nigdy taki nie był. Przy Sarze mógł być sobą. Prawdziwym sobą. Nie jakąś marną podróbką, którą chciała z niego uczynić Ally dla własnej przyjemności. Ma tego dupka. Nie wiedział nawet jak ma na imię. Ale był mu wdzięczny. Wdzięczny za to uratował jego prawdziwe ja .Pełne złości, żądzy krwi; seksu i alkoholu.

Kol przez cały czas trwania imprezy borykał się z erekcją. Sara najzwyczajniej w świecie nie zwracała na to uwagi. Co rusz podsycała ogień w jego spodniach, a gdy tylko chciał jej dotknąć odsuwała się. Wiedziała co robiła i z kim ma do czynienia. Wiedziała, że on bezgranicznie jej pragnął. I robiła wszystko aby być blisko, a również daleko. Czy to miłość od pierwszego wejrzenia? Nie, nie  pewnością nie no bo niby dlaczego. Dlaczego ktoś taki jak on miałby zawracać sobie głowę zwykłymi śmiertelnikami. Gdy " ciężar " w jego spodniach stał się nie do wytrzymania poszedł w ustronne miejsce i zwalił konia. Został jednak nakryty. Nie przez Sarę, Ally która z niewyjaśnionych powodów mogła się znaleźć tu na miejscu, a przez niego. Okropnego, wrednego starszego brata.
- Oj ktoś się tu nam zaspokaja - powiedział ze śmiechem.
- Odwal się.
- Może tak, może nie, mam sprawę - rzekł.
- Klaus Mikaelson ma sprawę i zwraca się z tym do swojego braciszka jak miło - odpowiedział z pełnym ironii śmiechem.
- Kol czemu nie jesteś teraz z Ally?
- Cóż znudziła mnie.
- Znudziła Cię. Czyli już nie darzysz jej uczuciem takim jak wcześniej. Już nie chcesz aby była szczęśliwa. Chcesz aby została tam w tym wielkim domu bez możliwości porozmawiania z kimkolwiek. Aby zamknęła się jeszcze bardziej niż przedtem. Damon z Rebekhą nie wiedzą jak jej pomóc. Nie odzywa się do nikogo. Może ty wiesz o co chodzi? Może to ty jesteś w to zaplątany? Może to przez ciebie?
- Tobie już do reszty odjebało?
- Mi? Nie mi nie, ale Tobie chyba tak jeśli dajesz komuś nadzieję na lepsze jutro, a potem zostawiasz. Zostawiasz mimo, że tego kogoś kochasz całym swoim sercem, które jak sprawdzali medycznie jednak masz. Smutne nie?
- Czy ty nie potrafisz zrozumieć, że dla mnie i dla Allssy nigdy nie było wspólnej przyszłości? Ona chciała zmienić mnie za wszelką cenę w grzecznego, miłego chłopca. A ja jestem dokładnym tego przeciwieństwem. Przejrzałem na oczy bracie - powiedział to ostatnie słowo z sarkazmem.
- A teraz wybacz muszę poszukać pewnej gorącej laski, na którą jestem bezgranicznie napalony. Żegnaj - wydusił z siebie i poszedł szukać swojej towarzyszki.
Znalazł ją na parkiecie. Tańczyła ostro trzymając w ręku butelkę bourbona. Czy to możliwe, że już ją uwielbia. Z pewnością.
- Gdzie mi tak nagle zniknąłeś przystojniaczku? - zapytała ze śmiechem,
- Musiałem załatwić to i owo - wskazał ręką na spodnie.
- Rozumiem i przepraszam - podała mu butelką.
- Masz za co, ale chyba wiem jak możesz to naprawić.
- Więc? - zapytała.
- Choć ze mną na plażę - zaproponował.
- Ale już na niej jesteśmy kotku.
- Nie tutaj. Gdzieś w ustronne miejsce. Cukiereczku.
- Tam gdzie wtedy?
- Na przykład. Chyba, że znasz lepsze miejsce.
- Raczej nie no chyba, że masz na myśli moje mieszkanie.
- Ciekawie, ciekawie, ale dzisiaj wolę plażę.
- Jak tam chcesz.
Kilka minut później znaleźli się na sąsiedniej plaży. W miejscu w którym się poznali. Siedzieli w ciszy i delektowali się bourbonem. Nie przejmowali się niczym. Myśleli tylko o tym co będzie potem. Jak potoczy się ich znajomość. Kol nie przejmował się nawet swoim starszym bratem, który jak to miał w zwyczaju pouczał go jak ma żyć. Sam zalecał się do swojej dziewczyny jakieś 10 lat, a tu nagle zgrywa dobrego brata którym nigdy w życiu nie był i radzi mu aby wracał pod pantofel. Nie takie rzeczy to nie z nim. Niech Ally zajmie się swoim wspaniałym przystojnym przyjacielem z którym miała czelność się całować wiedząc, że on jest w pobliżu. Nie byli parą to prawda, ale chyba trzeba być ślepym aby nie widzieć, że ktoś się w kimś kocha. Niebo nad Sarą i Kolem było gwieździste. Powietrze ciepłe i rześkie. Jednym słowem było idealnie na pierwszą randkę.
- To co pocałujesz mnie? - spytała wesoło.
- A chcesz? Zabrał butelkę z jej ręki.
- Szczerze? Nie potrafiła ukryć iskierek wesołości w swoich oczach.
- Zawsze...
- To nie. Obydwoje nie mogli ukryć śmiechu. Znali się od kilku godzin, a zachowywali jakby byli blisko całe życie. Kol oddał jej butelkę  i przybliżył swoją twarz do jej. Po chwili ich usta złączyły się w gorącym pocałunku.
- Ja wcale tego nie chciałam.
- Chciałaś, chciałaś - zaprzeczył.
- Może i masz rację - powiedziała z szyderczym uśmiechem - Ale prawda jest taka, że nie całuję się na pierwszej randce.
- Ale to wcale nie jest nasza pierwsza randka.
- Nie? - spytała przekornie.
- Nie. Otóż to jest nasza druga randka. Więc jeśli nie masz nic przeciwko. Wziął pustą butelkę po trunku rzucił gdzieś na piasek i ponownie ją pocałował.
- W takim razie jeśli to jest nasza druga randka to kiedy była pierwsza?
- Hmm, wiesz to jest bardzo ciekawe pytanie. Można je rozpatrzyć na kilka możliwych sposobów.
1. Ty będziesz mówiła swoje ja swoje i później pójdziemy na kompromis.
2. Możemy zaliczyć nasze pierwsze spotkanie w tym miejscu za pierwszą randkę.
3. Mogę ściągnąć z twojej ślicznej rączki tą bransoletkę i Cię zauroczyć, ale coś czuję, że pijesz herbatkę z werbeny.
4. Możemy pominąć kwestie randki i zacząć się całować.
- Wiesz mam problem z wyborem między 1 a 4. Obie brzmią ciekawie. Dlatego chciałabym wykorzystać koło ratunkowe aby udzielić właściwej odpowie...
Nie zdążyła dokończyć swojej arcyciekawej kwestii ponieważ leżała na piasku przykryta ciałem Kola całując jego pięknie wykrojone usta.