środa, 23 lipca 2014

The Kiss Goodnight - Prolog.

Hey Kochani Witajcie!
Miałam troszkę czasu na pisanie i wydaje mi się, że uda mi się zacząć nową historię.
Jednak byłam tak leniwa... Zresztą zobaczycie zaraz sami :D
Nie mam tylko pojęcia jak Wam się spodoba nowe opowiadanie. Liczę na opinie.

CZYTAM = KOMENTUJĘ

A teraz zapraszam do przeczytania prologu " The Kiss Goodnight" :)


- Nie mogę. Nie potrafię! - krzyczał rwiąc sobie włosy z głowy. 
- Dasz radę Kol tak jak zawsze - pocieszała go Ally - Miałeś już mnóstwo dziewczyn. Każdej wmawiałeś, że ją kochasz. Tym razem też dasz radę. 
- Ale ona jest inna. 
- W takim razie opowiedz mi o niej - powiedziała z ciekawością rozsiadając się wygodnie na kanapie po drugiej stronie pokoju. W ręku trzymała kubek parującej herbaty. Zawsze lubiła słuchać o kolejnych podbojach swojego najlepszego przyjaciela. Poznali się kilka lat temu na imprezie, na którą ona oczywiście nie chciała iść. Nie lubiła przebywać w jednym pomieszczeniu z ludźmi, których w ogóle nie znała. Była zupełnie inna od jej rówieśników. Jednak patrząc z perspektywy czasu stwierdziła, że nie żałuje. Był jej tak bliski, że nie wyobrażała sobie życia bez niego. Kochała go, kochała jak nikt inny. 
- Ona jest taka słodka, dobra, idealna...  Taka inna niż wszystkie. Zawsze wszystko musi wiedzieć najlepiej, ale to wcale nie jest denerwujące, wręcz przeciwnie. To cudowne. Kocham się z nią sprzeczać. Jednak jest mi źle, gdy po naszej kłótni nie odzywa się do mnie. Zawsze każe żyć mi tak jak chcę ja, nigdy nie wchodzi w grę dopasowanie się do innych. Czasem wydaje mi się, że jest aniołem, który zstąpił z nieba, a kiedy indziej, że wygnali ją z piekła, bo stanowiła konkurencję dla diabła. Nigdy nie wiem czy przyjaźni się ze mną, bo tego potrzebuje czy dlatego, że nie ma nikogo innego. Jestem okropny, nie mam pojęcia jak ktoś może się ze mną przyjaźnić...
- Na szczęście ja wiem - powiedziała Ally wcinając się Kolowi w pół zdania. 
Ale zacznijmy może od początku...


No to teraz już wiecie na czym polegało moje lenistwo...
Nie miałam siły na wymyślanie nowego imienia i charakteru głównej bohaterki... Bo do tego opowiadania Ally ze swoim charakterkiem była idealna :)

wtorek, 1 lipca 2014

Epilog

Too już ostatni rozdział mojego pierwszego w pełni ukończonego opowiadania. Jest mi smutno... Smutno, że zostawiam bohaterów nad którymi pracowałam ponad rok i Was moi czytelnicy... Nie mam zielonego pojęcia czy jeszcze kiedyś wrócę do blogosfery. Chciałabym to zrobić, ale każdego dnia zadaję sobie jedno nic nie znaczące pytanie "Po co?" Jak na razie muszę pozbyć się kłopotów, których mam teraz mnóstwo.. 
Ale to nie ważne... Czytajcie Epilog.... 
PS. Proszę każdego kto czytał moje opowiadanie o symboliczny komentarz... Z góry dziękuję... 
PSS. Kocham Was... Ianka <3 

Kol Mikaelson szybkim krokiem przemierzał uliczkę cmentarza. Zmierzał w to samo miejsce już od roku. Każdego dnia tam był, nie potrafił nie przychodzić w to miejsce. Był im to winny. To właśnie przez własną głupotę stracił narzeczoną i własne dziecko. Codziennie rozmyślał jak wyglądałoby jego życie gdyby zareagował inaczej. Może byłby teraz szczęśliwy?
- Cześć Kochanie. Wiesz, że Cię kocham prawda? A teraz mam dla ciebie nowe wieści. Rebekah z twoim ojcem postanowili się pobrać. Fantastycznie nie sądzisz? Mieli to zrobić już dawno, ale tak jakby pokrzyżowałaś im plany. Pewnie widziałaś stamtąd gdzie jesteś, że pierwsze miesiące po twoim odejściu były dla nas stosunkowo trudne. Jednak niektórzy już powoli się przyzwyczajają do takiego stanu rzeczy. Mamy na to całą wieczność. Brakuje mi ciebie, wiesz? Brakuje mi twoich nieśmiałych uśmiechów, spojrzenia wyrażającego satysfakcję zza tych twoich wielkich okularów. Do dziś nie pojmuję, czemu je nosiłaś? Ojj słoneczko. Pamiętasz tą książkę, którą kiedyś razem czytaliśmy? Wczoraj w końcu ją skończyłem. Trwało to strasznie długo, ale to chyba, dlatego, że za bardzo przypominała mi ciebie. To, co zrobiłaś nam wszystkim wcale nie było miłe, wiesz? Ale skończmy już z tym całym gadaniem o tym jak mi trudno. A trudno mi potwornie. Twój przyrodni brat wczoraj wieczorem przeprowadził się do Paryża. Stwierdził, że skoro to miasto miłości to może i on kogoś znajdzie. Klaus wraz z Caroline spodziewają się drugiego dziecka. Jak na razie ich córka Ally bardzo przypomina mi ciebie. Jest taka nieśmiała i mądra jak na swoje kilka miesięcy. Mam nadzieję, że w życiu nie spotka jakiegoś sarkastycznego wampira, który popsuje jej życie. Ally słoneczko tak bardzo bym chciał cię spotkać. Tak bardzo bym chciał poczuć słodycz twych ust, obrzucać cię bitą śmietaną w jakiejś przydrożnej restauracji i słuchać twojego pięknego głosu. Byłaś wspaniała wiesz? Nadal jesteś. Rano byłem w domu, który Ci kiedyś podarowałem. Chyba spędziłem tam najlepsze chwile mojego życia. Wszystkie wiązały się z Tobą, co mnie wcale nie dziwi. Nie dziwi też chyba każdego, kto mnie zna. Byłaś taka dobra, we wszystkich znajdowałaś pozytywne cechy, nawet we mnie. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem, że ktoś taki jak ja może się zakochać. Jednak wszystko zmieniło się, gdy spotkałem w barze pewną dziewczynę. Sądziłem, że jest nieśmiała. Chyba się nie myliłem. Chociaż minęło tyle czasu ja nadal pamiętam jak się poznaliśmy. Chyba od samego początku miałaś mnie dość, ale ja się nie poddawałem. I chyba wyszło Ci to na złe. Przepraszam aniele, przepraszam. To wszystko moja wina. Zawiniłem, zawsze psułem wszystko, co tylko mogłem jednak ty zawsze byłaś przy mnie i mówiłaś, że będzie lepiej. Okay? Okay. Mała tak naprawdę nigdy Tobą nie gardziłem. Sam nawet nie wiem, czemu tak powiedziałem. To prawda nie chciałem dzieci, już na pewno nie w tamtym momencie. Twoja miłość zostałaby wtedy podzielona tak samo jak twój czas. A ja rok temu byłem zbyt wielkim gówniarzem, aby zrozumieć, że nie byłym samotny. Nie dość, że miałbym miłość twoją to także tego dziecka. Byłem głupcem, nie próbuj zaprzeczać… Kochanie Ty moje, jak Wam tam jest? Na pewno wspaniale. Niebo musi być wspaniałe. Szkoda, że nigdy się tam nie dostanę. Nigdy więcej Cię nie zobaczę. Chciałbym się rozpłakać. Jednak kiedyś obiecałem sobie, że nie będę tego robił. W całym swoim życiu płakałem tylko raz. I to jeszcze przez ciebie. To okropne, prawda? A teraz jestem silny. Przynajmniej chcę taki być. Bez sensu życia jest to jednak niezwykle trudne. Nie chciałem Ci tego mówić wcześniej, ale poznałem kogoś. Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Co prawda tylko się przyjaźnimy. Nie chcę, ani nie oczekuję niczego innego. Nie potrzebuję tego. Wiem, że nikogo nie pokocham tak jak Ciebie. Jest to niemożliwe. Słyszysz mnie, prawda? Nie chce wiedzieć, że mówię sam do siebie. Jestem stary to prawda, ale jeszcze kompletnie nie zwariowałem. I mam nadzieję, że nigdy nie zwariuję. Rebekah by chyba tego nie przeżyła. Ja sam bym chyba tego nie przeżył. Wariowanie wcale nie jest fajne… Jest okropne. Niepanowanie nad własnym umysłem jest… hmm powiedzmy, że straszne. Ale tak naprawdę jest upokarzające. Ogólnie sama myśl, że nie wiesz, co robisz jest straszna. Boo powiedzmy, że zażyjesz mnóstwo tabletek nasennych. Chcesz z sobą skończyć. Ale jesteś na tyle głupi, że robisz to pod wpływem impulsu. Ojj kochanie przepraszam, zapomniałem… Twoja śmierć była niepotrzebna i głupia, aniele. Strasznie za tobą tęsknię. Nawet nie mam pojęcia ile razy już to powiedziałem – szepnął cicho gładząc kamienną płytę dłonią.
- Dziś jakieś trzy, a tak ogólnie to tysiąc dziewięćdziesiąt pięć razy – powiedziała brunetka siadając koło Pierwotnego na ławeczce. Jej włosy tak jak zawsze spływały kaskadą na plecy, a jej oczy nadal były tak samo szmaragdowe jak wcześniej…, choć to wszystko nie mogło być prawdziwe.
- Nie to niemożliwe. Ciebie nie może tu być – twarz Kola przybrała dziwny wyraz. Nie miał pojęcia, co zrobić. Siedzi nad grobem swojej ukochanej, a ona w jakiś niewytłumaczalny sposób znalazła się obok niego… żywa.
- Ale jestem Kol. Jestem – szepnęła i położyła swoją rękę na jego kolanie.
- Chyba właśnie zwariowałem. Kiedyś myślałem, że widzę Cię w sklepie gdzie spokojnie stałaś w kolejce, w kościelnej ławce, gdy tak słodko klęczałaś…, chociaż wolałbym, abyś robiła to przede mną, jeszcze później w kawiarni gdzie piłaś swą ulubioną kawę… Wariowałem zawsze, gdy Cię widziałem, a przynajmniej myślałem, że to robię. A teraz stoisz przede mną taka wyraźna, taka inna niż zawsze, lecz jednak tak samo piękna i kochana.
- W ciągu tego roku nigdy nie chciałam żebyś mnie widział, nie tak jak teraz. Zawsze napawałam się tym, że stoisz obok…. Rozmyślałam wtedy nad tym, co tliło się w twojej głowie.
- Ally?
- Tak? – Spytała patrząc się na swój własny pomnik. Był to dziwny widok. Nigdy nie myślała, że go dożyje. Jednak musiała tam spoglądać, ponieważ jej oczy nie mogły spotkać się z jego. Wiedziała, że gdyby tak się stało to nigdy nie wyjaśniłaby mu tego, co tak naprawdę chciała.
- Powiedz mi, że jesteś prawdziwa…, że twoje śmierć tak naprawdę była jednym wielkim kłamstwem… Zmieniłem się… Wiem, że byłem okropny, ale zmieniłem się… Wróć do mnie… Proszę, wróć do mnie wraz z naszym dzieckiem… Nie mogę dłużej żyć taki samotny… Nie mogę wstawać rano i czuć, że druga strona łóżka nadal jest zimna i pusta… To zbyt bolesne mój aniele…
- Już wróciłam Kol… Już jestem przy tobie. Nie chcę być nigdzie indziej, ani ja ani Julian… Nasze miejsce jest przy tobie tak samo jak twoje przy nas. Moja prowizoryczna śmierć była głupia jednak chciałam abyś się czegoś nauczył. I chyba już się nauczyłeś…
- Szybko się uczę… Nie musiałaś umierać - powiedział ze śmiechem wstając z ławki, szybko ściągnął też z niej Ally, którą mocno pocałował. Znów była jego. I żyli długo i bardzo szczęśliwie przepełnieni rozpierającą, wzajemną miłością.