środa, 31 lipca 2013

Wróciłam.. :)

No to co oficjalnie informuję, że wróciłam z wakacji...
Już tęsknię za Sunny Beach. Ale cóż było, minęło.
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego, że niedługo pojawi się kolejny rozdział. 
Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo brakowało mi pisania ;) 
Kocham was!!! <3
                              Pozdrawiam ;*

PS. Rozdział powinien pojawić się do niedzieli, ale jeśli tak się nie stanie to przepraszam...
Troszkę wtedy poczekacie :D

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 12.

Kol z Ally jechali już jakieś dobre dwie godziny. Droga upłynęła w ciszy. Żadna ze stron nie chciała się poddać. Za oknami było widać szczęśliwych, zakochanych w sobie ludzi. Co prawda ludzkie życie jest kruche, ale ma w sobie to coś za czym pierwotny tęsknił. Tą niepewność. Niepewność polegającą na tym, że nie wiadomo kto kiedy zejdzie z tego świata. I to właśnie było piękne. Może piękna nie była sama śmierć. Sam z własnego doświadczenia wiedział, że to bolesne. Jednak to czekanie. Pamiętał jak sam kiedyś czekał. Czekał gdy jeszcze był człowiekiem. Myślał, że po drugiej stronie czeka go coś lepszego. Teraz już nie miał na to szans. Dla niego druga strona oznaczała ból i cierpienie.

     - Odezwiesz się w końcu? - zapytał zdenerwowany.
Odpowiedziała mu tylko głucha cisza.
- W takim razie muszę wyciągnąć silniejsze działa- powiedział sam do siebie i podgłośnił muzykę.
- Czy mógłbyś to ściszyć?- zapytała wścieka Ally.
- O jednak nie zapomniałaś języka z domu, jak miło - powiedział zadowolony z tego, że wygrał.
- Przestań się wygłupiać i zawróć -powiedziała.
- Nie, nie kochana na pewno nie.
- Ale ja nie mogę nigdzie jechać? Nie rozumiesz? Nie mam ubrań, książek i innych potrzebnych rzeczy.
- Więc dlatego za 50 km odwiedzimy centrum handlowe. Nie rozumiem tylko po co Ci książki.
- Nigdzie nie wjedziemy bo nie mam pieniędzy, a książki są po to żeby je czytać. Mam nadzieję, że potrafisz czytać. Bo potrafisz prawda? - spytała zadowolona z siebie.
- Tak potrafię czytać. A w kwestii pieniędzy się nie martw ja mam ich od groma.
- Nie będziesz za mnie płacił, rozumiesz? - spytała.
- Może tak, może nie - powiedział zaczepnie.


~ 30 minut później~

- Kochanie o ceny się nie martw - powiedział pierwotny - nawet jeśli nie będzie mnie stać to sobie poradzimy - uśmiechnął się - a teraz musisz podać mi swoje wymiary.
- Nic Ci nie będę podawała - odpowiedziała.
- Ok, jak tam chcesz poradzę sobie sam tak jak zawsze zresztą. Unieś tylko nogę do góry - powiedział.
Dziewczyna zrobiła tak jak kazał.
- Po co to było?
- Sprawdzałem ile jesteś w stanie ustać na jednej nodze. Spotkajmy się tu za jakieś 2 - 3 godziny. Kupuj co Ci się tylko spodoba. Wyrażam nawet zgodę na to abyś poszła do księgarni, ale proszę nie siedź tam za długo.
- Och jakiś ty łaskawy, a ty gdzie idziesz? - spytała.
- Muszę coś załatwić - powiedział i odszedł.
Ally nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Co prawda pochodziła po kilku sklepach kupiła parę rzeczy. Były to głównie szare swetry, jeansy i tenisówki. Nie chciała nadwyrężać budżetu Kola, więc wzięła wszystko z najtańszej półki. Co prawda Pierwotny mówił, że nie ma się przejmować ceną. Ta jednak czuła się niezręcznie wydając cudze pieniądze. Kolowi w zakupach szło dużo lepiej. Wszedł chyba do każdego sklepu od obuwniczego kończąc na sklepie z damską bielizną. Wszedł nawet do księgarni kupując tam prezent dla jego "kochanej" przyjaciółki.

  ~ 2,5 godziny później ~

Ally siedziała na ławce i czekała na Kola. Ten jednak nie próżnował i zdążył się nawet pożywić i
zahipnotyzować kilka osób ponieważ sam nie mógł unieść wszystkich zakupionych drobiazgów.
Sam wziął jednak tylko małe pudełeczko z naszyjnikiem i książkę, a resztę kazał zawieść do pokoju hotelowego, który załatwił telefonicznie.
- To co wybrałaś coś? - zapytał.
- Coś tam mam - powiedziała niechętnie - a ty kupiłeś to co chciałeś? - spytała.
- Tak, zdecydowanie tak - odpowiedział po czym wręczył jej pudełeczko - Proszę to dla ciebie.
- Ja nie mogę tego przyjąć.
- Jeszcze tego nie otworzyłaś, a już mówisz, że nie możesz tego wziąć, proszę Cię chociaż otwórz bo wybierałem to prawie z godzinę.
- No dobrze już dobrze - powiedziała i się uśmiechnęła.
Gdy tylko otworzyła jej oczom ukazał się naszyjnik, a raczej medalik z białego złota.
- Dziękuję, naprawdę Ci dziękuję - powiedziała, rzuciła mu się na szyję i wybuchnęła płaczem.
- No już kochanie jestem przy Tobie nie musisz płakać - powiedział czule.
- To ze szczęścia - powiedziała łkając - tylko czemu medalik? Dla mnie nie ma już nadziei powiedziała.
- Mylisz się słońce, nadziei nie ma dla mnie ty na pewno trafisz do lepszego świata. Wiem jednak, że trudno mi będzie się z tym pogodzić. To co  jedziemy już do hotelu czy chcesz jeszcze gdzieś iść? - zapytał z troską.
- Naprawdę padam z nóg wracajmy.
- Jak padasz z nóg.. - nie dokończył bo wziął ją na ręce i skierował się w stronę wyjścia.

~ Trochę później ~

Kol zamiast wziąć samochód całą drogę do hotelu przeszedł pieszo z Allyssą na rękach. Ta protestowała chciała zejść, lecz ten jej nie pozwalał. Na jego twarzy po 1000 lat pojawił się szczery uśmiech. Spowodowała go Ally. Cicha, grzeczna dziewczynka, która załapała kontakt z groźnym i niebezpiecznym wampirem. Tylko czy aby na pewno takie historie zdarzają się w życiu realnym? Chyba tak. Skoro im się coś takiego przytrafiło gdy byli w życiowym dołku.

   
~ Hotel~

- Kol proszę Cię postaw mnie już na ziemię - powiedziała nagląco.
- Nie wydaje mi się - powiedział.
- Ale Kol ja Cię naprawdę bardzo proszę. Ludzie w recepcji już patrzyli się na nas jak na nowożeńców, a ty chcesz mnie jeszcze przenieść przez próg - powiedziała.
- Kochanie nie postawię Cię na ziemię, bo jeśli to zrobię to oberwę, a tak masz teraz gorszy dostęp, rozumiesz?
- Czemu miałabym Cię bić? - spytała.
- Zobaczysz - powiedział, otworzył drzwi do pokoju i wszedł.
Cały hotelowy pokój zapełniony był: torbami, pudełkami, koszami, reklamówkami.
- Co to wszystko ma znaczyć, pomyliliśmy pokoje?
- Nie skarbie nie pomyliliśmy, a to wszystko co tu jest od teraz należy do Ciebie, więc teraz proszę po przymierzaj, pooglądaj tylko mnie nie bij.
Przez następne kilka godzin Allyssa przymierzała ubrania, buty, biżuterię i dodatki. Kol kupił jej dosłownie wszystko. Zadbał nawet o bieliznę. Z tego powodu chyba raczej nie była zadowolona. No, ale cóż ona o niej zapomniała, a coś musi nosić. Dostała od niego kilkanaście sukienek. Każda w innym kolorze, wzorze, wykonana z innego materiału. Zwariować można. Dostała też kilkadziesiąt bluzek. Większość na jej gust była zbyt wyzywająca, lecz niektóre były po prostu prześliczne. Jeansy, sweterki, kapelusze, paski, marynarki, kurtki, płaszcze, torebki - wszystko to było chyba w każdym kolorze tęczy. Zdziwiło ją tylko jedno. Czemu choć jedna para butów nie mogła być na płaskiej podeszwie. Każda miała gigantyczny obcas. Problem polegał w tym, że ona w takich butach chodzić najzwyczajniej w świecie nie potrafiła.
- Kol to wszystko jest prześliczne. Jak tylko wrócimy do domu to oddam Ci za to pieniądze tylko proszę Cię oddaj wszystkie te buty z powrotem do sklepu, ok?
- Nie będziesz oddawała mi żadnych pieniędzy zrozumiałaś? Cieszę się, że wszystko Ci się podoba. Powiedz mi lepiej czemu mam oddać te buty do sklepu?  - zapytał.
- Bo ja nie potrafię w nich chodzić - powiedziała cichuteńko.
- Przykro mi nie słyszałem - odparł.
- Bo ja nie potrafię w nich chodzić, ok? - krzyknęła.
- No już nie wściekaj się tak. Rozumiem, że to dla ciebie coś nowego, ale nawet na szpilkach można się nauczyć chodzić.
- Powiesz mi gdzie mam swój pokój?- zapytała zła.
- Idź do łazienki, otwórz tam drzwi, naciśnij na mydelniczkę.
- I co trafię do tajnej bazy FBI?- zaśmiała się.
- Do FBI to raczej nie, ale z pewnością wybierzesz sobie tam jakiś pokój.
- Jak przez ciebie wyjdę na idiotkę to zabiję, rozumiesz?
- Tak, tak rozumiem - powiedział i położył się na łóżku.
Ally poszła do łazienki wykonała instrukcje Pierwotnego i tak jak mówił ściana się rozsunęła.
Za nią było chyba 5 pokoi. Dziewczyna myślała skąd on mógł wiedzieć coś takiego. Bo nawet jeśli miałby użyć hipnozy musiał wiedzieć o projekcie czy czymś tam.
-  Pokój beżowy - krzyknęła.
- Wiedziałem, że go wybierzesz - powiedział tuż za jej plecami.
- To co przeniosę tu wszystkie twoje rzeczy i pójdziemy na drinka?
- Nie piję - odpowiedziała.
- Nie pije, nie pali, nie znosi zakupów, kobieta idealna - mówił pod nosem.
- Nie chciałabyś zostać moją żoną - zaśmiał się.
- Zamiast na drinka możemy pójść na kolację - zaproponowała.
- W takim razie ubierz coś ładnego. No i koniecznie jakieś szpilki.
- Przecież ja nie potrafię w nich chodzić. Nie zrobię z siebie pośmiewiska.
- Skarbie zaraz na szpilkach będziesz zdobywała Mount Everest - zaśmiał się.
Co on planował - myślała Ally.

   ~ 30 min później~

  - To co jesteś już gotowa? - zapytał wchodząc do jej pokoju.
- Tak, lecz następnym razem pukaj ok?
- No dobrze, spójrz mi w oczy.
- Ok, zahipnotyzujesz mnie żebym znała techniki chodzenia na szpilkach, prawda?
- Tak, jednak gdy wrócimy do domu od hipnotyzuję Cię i będziesz się uczyć ok? W końcu muszę się z czegoś pośmiać.
- Świnia, no ale niech ci będzie.
-----------------------------------------------------------------------------
No to co wstawiłam. Mam nadzieję, że się spodoba. 7kom = nn. Teraz pewnie zrobię sobie dwutygodniową przerwę. W następnym tyg. wyjeżdżam do Bułgarii, więc nie będzie ze mną żadnego kontaktu. No cóż trudno. Pozdrawiam was :*


piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11.

Kol po całonocnej libacji alkoholowej wraz z Damonem "wytrzeźwiał" dopiero około południa. Nie wiedział co z sobą zrobić, więc wziął długą kąpiel. Miało mu to pomóc w leczeniu kaca.  Po ok. 2 godzinnym leżeniu w wannie poszedł do kuchni zjeść śniadanie. Żałował, że nie może żywić się jak na wampira przystało. Co prawda zrobił to kilka razy. Na razie musiał jednak przystopować inaczej podejrzenie padłoby od razu na niego. Zastanawiał się nad tym czy by nie porwać Allyssy do Nowego Orleanu. Poznałaby tam kolejnych Pierwotnych i może w końcu przyznała się skąd o nich wie, bo raczej nie od ojca. To mogłoby być ciekawe przeżycie. I dla niej i dla mnie. To może się udać - myślał dalej. Ale jak to zrobić, żeby ona o niczym nie wiedziała. Przecież po wczorajszym znowu jest na niego obrażona. Tak jak zawsze nie wiedział o co. Ale to nic jakoś sobie z nią poradzi przecież nie takie rzeczy się w życiu robiło.

~ Pod domem Ally 4 godz. później ~

- Ally pakuj się wyjeżdżamy - krzyknął Kol wchodząc do jej domu.
- Jak ty się tu dostałeś? - krzyczała oburzona.
- Nie pamiętasz, może Cię zawieść do lekarza? - zapytał.
- Ostatnio miałam dużo na głowie i to przez ciebie, więc powiesz mi w końcu jak tu wszedłeś, czyżby Damon? - spytała.
- Nie to nie Damon - powiedział wchodząc na górę.
- Więc?
- Zaprosiłaś mnie ostatnio na mleko i ciasteczka, pamiętasz?
- Ja ciebie? Nie sądzę, powiedz mi lepiej co mi zrobiłeś.
- Zupełnie nic, mówiłem Ci, że chcę przyjaźni, a jak mi się zdaję ta nie powinna być wymuszona.
- I masz rację, patrz tobie też się to zdarza - powiedziała zaczepnie.
- Czy mogłabyś się już zacząć pakować? Nie mamy całego dnia - powiedział i rozsiadł się na łóżku.
- Ehemm - odchrząknęła - czy ktoś Ci pozwolił? I ja nigdzie się nie wybieram nie mogę zostawić.... - nie skończyła.
- Czego? Prawda jest taka, że oprócz Damona nie masz tu nikogo, a ten teraz zajęty jest Rebekah.
- Zawsze musisz być taki?
- Jaki? - odpowiedział.
- No taki.. - znów nie dokończyła.
- Szczery? Kochanie zawsze taki byłem, a jeśli się zaraz nie zaczniesz pakować to ja to zrobię.
- Nie jestem żadnym twoim kochaniem, zapomnia....?
Urwała bo właśnie w tej chwili Kol wziął ją na ręce i wyniósł z pokoju.
- Co ty robisz? - krzyczała.
- Ja? - zapytał rozbawiony.
- Tak ty.
- Ja tylko zabieram Cię z sobą na małą wycieczkę.
- Jeśli tylko przestąpisz próg tego domu obiecuję, że już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę - zagroziła.

No to chyba czeka mnie bardzo męcząca podróż - myślał Kol w duchu. Może chociaż Caroline złapie z nią wspólny język, bo inaczej... bo inaczej tego nie przeżyję i nie jest to przenośnia. Chociaż jakby brać pod uwagę to, że jestem praktycznie niezniszczalny to nie jest, aż tak źle. Zawsze mogę użyć perswazji. Ale czy to zadziała w przypadku Ally bez jakiejkolwiek magii, czy czegoś tam. I jak do jasnej cholery wampiry mogą się rozmnażać? Dobra nic z tego nie rozumiem. Prawie tak jak zawsze. Przyznaję się bez bicia. Mówi się trudno. Szkoda tylko, że moje kontakty przyjacielskie są tak ograniczone. Ok może nie są, ale ja i tak sądzę, że są. Ach ci przyjaciele, których tak praktycznie nie ma. To jest już dołujące - pomyślał na koniec po czym pogłośnił radio.

Idiota, głupek, sukinsyn, małpa, debil, jeszcze większy idiota... - takie myśli kłębiły się w mądrej główce piękności siedzącej cicho na siedzeniu obok "złego" Pierwotnego.

Chociaż jakby się bliżej przyjrzeć to nie jest, aż taki zły - pomyślała jednak szybko odgoniła te myśli. Co prawda miała silne blokady umysłu i na pewno bez jej wiedzy nie znalazłby się w środku jej "głowy", ale cóż "Przezorny zawsze ubezpieczony" chyba tak to mówią. Zastanawiała się nad jego działaniami jeszcze chwilę jednak chwilę później zasnęła. Spała jednak tylko kilka minut bo śnił jej się koszmar. Podobny do tego z dnia w którym jej matka zginęła, z dnia w którym została przemieniona, i z nocy poprzedzającej pierwsze spotkanie z Kolem. Groźnym, nieobliczalnym Pierwotnym dupkiem. Koszmar zawsze wyglądał mniej więcej tak.
Mała dziewczynka wchodząca do ciemnego, wielkiego pokoju. Na samym jego środku stoi długi, drewniany stół. Najprawdopodobniej zrobiony z białego dębu.  W okół niego poustawianych jest 12 krzeseł. Po jednym dla każdego członka rady. Masywne krzesła obite w skórę. Ludzką skórę. W kącie wisi jedna malutka lampa. Nie daje ona zbyt dużo światła. Po przestąpieniu progu przez małą brunetkę drzwi w drugim, bardzo odległym końcu pokoju powoli się otwierają. Wychodzi z nich mroczna, zakapturzona postać. W ręku trzyma długi nóż z ostrym jak brzytwa ostrzem.  Zapewne potrzebnym do złożenie ofiary. Ale z czego? Przecież niczego, ani nikogo oprócz małego dziecka tam nie ma . Jego oczy świecą czerwienią. Mężczyzna podchodzi do stołu. Staje dokładnie po środku. I właśnie w ten środek wbija swe narzędzie. Gdy je wyciąga jest całe we krwi...
I właśnie w tym momencie sen się urywa. Zawsze się urywał. Nie było sposobu żeby przejść dalej. Żeby zobaczyć co się stanie potem.  Żeby skojarzyć pomieszczenie i tajemniczego człowieka. Żeby wiedzieć cokolwiek. Chociaż najmniejszą rzecz. Nie ma nic. Nigdy. Nie ma nic innego niż niewyobrażalny strach. Strach przed śmiercią. Nigdy nie wiadomo kto ma umrzeć. W jakich okolicznościach. Gdzie i kiedy. Nikt nie wie nic oprócz tego, że ktoś  zostanie skazany na śmierć. Zazwyczaj bezsensowną. Bo w jakim celu ktokolwiek kto miałby choć odrobinę ludzkich uczuć miałby pozbawić kogoś życia? Nie to nie jest normalne. Gdy Ally o tym rozmyślała z jej oczu popłynęły łzy. Przetarła je szybko dłonią. Nie może dawać Mikaelsonowi żadnych powodów do dbania o nią. Ponownie przymknęła oczy. Gdy to zrobiła ukazał jej się piękny obraz. Niepowtarzalne, ostatnie miłe wspomnienie.
Dwudziestokilkuletnia kobieta siedziała na kocu na łące w samym środku lasu. Obserwowała ona z rozmarzeniem piękne, błękitne niebo. Nagle podbiegła do niej mała dziewczynka z brązową burzą włosów. Przytuliła się mocno. W małej rączce trzymała bukiet polnych kwiatów.
- To dla ciebie, od taty - powiedziała.
- Dziękuję kochanie - powiedziała i pocałowała córeczkę w czubek głowy. 
- Chodź za mną - pociągnęła matkę za rękę. 
Chwilę później obie damy znalazły się obok małego, drewnianego domku nad jeziorem. Na jego schodach siedział przystojny brunet. Gdy usłyszał szmer podniósł głowę i widać było jego niebieskie jak ocean oczy. Ujrzawszy piękne panie mężczyzna zniknął w głębi domu. Wyszedł z niego kilka sekund później. W rękach trzymał wiklinowy koszyk. Na jego rączce przywiązana była wielka czerwona kokarda. A w środku widać było lekko wychyloną jasną główkę.
- To szczeniaczek - powiedziała półszeptem dziewczynka do mamy.
- Chodź pójdziemy sprawdzić co tam ten twój tata knuje. 
Kilka minut później obie kobiety stały już przy uśmiechniętym panu. Mniejsza trzymała w rączkach pulchnego pieska. Starsza natomiast powiedziała bezgłośnie
- Dziękuje za najlepsze urodziny w moim życiu..
Tak to było piękne. I od razu na twarzy Allyssy zagościł uśmiech. 
-----------------------------------------------------------------------
No więc tak rozdział pierwotnie był krótszy, ale postanowiłam dodać odczucia bohaterów. Możliwe, że właśnie tym go popsułam, ale nie ważne. Przepraszam bardzo, że nie wstawiłam rozdziału zaraz po 3 komentarzach, ale byłam u kuzynki i słaby dostęp do neta (niewarte wzmianki). To co stwierdziłam jednak, że rozdziały będą dodawane po 5 kom. jeśli nie macie nic przeciwko (można komentować z anonima). Mam nadzieję, że nie ma błędów. Nawet  nie sprawdzałam bo chciałam się szybko z tym uporać.To do napisania :*