W końcu jest....
Przepraszam, że musieliście tyle czekać...
Mam nadzieję, że wam się spodoba...
Pozdrawiam Ianka ;*
A gdy chcielibyście ze mną porozmawiać to wejdźcie na
https://www.facebook.com/pages/That-kind-of-love-never-dies/237857406400329
Kocham <3
Przepraszam, że musieliście tyle czekać...
Mam nadzieję, że wam się spodoba...
Pozdrawiam Ianka ;*
A gdy chcielibyście ze mną porozmawiać to wejdźcie na
https://www.facebook.com/pages/That-kind-of-love-never-dies/237857406400329
Kocham <3
Dwójka zakochanych ludzi całą noc przesiedziała na plaży. Obejrzała razem wschód słońca. W tej części kraju był naprawdę niesamowity. Wielka czerwono - pomarańczowo - żółta kula powoli unosiła się nad powierzchnię wody. Wody tak przejrzystej, że mogła służyć za lusterko. Pod jej powierzchnią widać było kolorowe morskie stworzenia. Wszystko było cudowne. Cały ten czas na przemian się całowali albo rozmawiali. Głównie o nim, Od niej dowiedział się tylko tyle, że od urodzenia mieszka w Los Angeles i ma na imię Sara. Bardzo dużo. On sam opowiedział jej kilka ostatnich lat swojego życia. Zmartwychwstanie, pobyt w Nowym Yorku, odnawianie relacji rodzinnych. Pominął też kilka chyba nawet najważniejszych wydarzeń w swoim życiu. Takich jak spotkanie Ally, zakochanie się w niej i planowanie wspólnej przyszłości. O tym właśnie chciał zapomnieć i przy niej wychodziło mu to doskonale.
Było około 8 nad ranem. Dziewczyna stwierdziła, że zgłodniała i razem ze swym "partnerem" poszła do baru na śniadanie. Wszyscy patrzyli się na nich krytykującym okiem. Weszli bowiem w pomiętych ubraniach, w piasku we włosach i podkrążonych oczach. Jakby spędzili noc na plaży, ale czy nie tak właśnie było? Usiedli przy stoliku w samym końcu sali. Z obydwóch stron okalały ich okna. Po chwili podeszła do nich kelnerka. Złożyli zamówienie i czekali. Zaczęli rozmawiać o miłości. Chyba nie najlepszy temat na randkę. Kol dowiedział się od niej, że chodziła z 12 wampirami, czarodziejem, 2 hybrydami i 9 wilkołakami. Czyli to stąd wiedziała o ich świecie.
- Nie chciałbyś być zakochany?
- Byłem kiedyś. To bolesne, bezcelowe i przereklamowane.
- Hey nie mów tak, każdy zasługuję na miłość - powiedziała chwytając go za rękę.
- Nie ja, nie ja kochanie.
Siedzieli tak w ciszy aż w końcu kelnerka przyniosła ich zamówienie. Zajęli się więc nim.
Po półgodzinnym nieodzywaniu się do siebie Kol wyciągnął kartkę i nabazgrał na niej swój numer telefonu. Potem wstał, pocałował ją w policzek wyszeptał ' żegnaj ' położył pieniądze na stoliku i znikł w nadludzkim tempie za drzwiami restauracji. Sara siedziała tam jeszcze chwilę po czym sama wyszła i skierowała się w stronę swojego mieszkanie, które mieściło się dwie przecznice dalej. Po drodze wpisała numer telefonu Pierwotnego do telefonu.
Kol znalazł się w pokoju hotelowym z widokiem na ocean 5 minut po wyjściu z jadłodajni. Gdy tylko wszedł zobaczył na stoliku przed łóżkiem kopertę z jego imieniem. Przeraził się, ale wziął ją do ręki i przeczytał zawartość.
Niklaus Mikaelson wraz z Caroline Forbes
mają zaszczyt zaprosić
Kola Mikaelsona wraz z osobą towarzyszącą
na uroczyste przyjęcie Sakramentu Małżeństwa,
które odbędzie się w
Bazylice św. Piotra w Rzymie.
"Gdy ktoś kocha różę , której jedyny okaz znajduję się na jednej z milionów gwiazd , wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym . Mówi sobie: Na którejś z nich jest moja róża".
Tak właśnie jest z nami
i mamy
nadzieję, że
podzielisz nasze szczęście.
Tak myślałem, że się to kiedyś zdarzy. Całe szczęście, że mam bilety do Rzymu. Co prawda kupiłem je aby zwiedzić to stare miasto z Allyssą. Ale co tam jak nie ta to następna, a następną w tym wypadku będzie Sara. Trzeba ją znaleźć. Zaprosić i wywieźć z dala od Los Angeles. Tu nigdy nie poczuje się szczęśliwa. Widać to było w jej oczach. Każde okazanie miłości doprowadzało do tego, że w jej oczach pojawiały się łzy. Szybko je jednak ścierała. Udawała twardą, a tak naprawdę była tylko kruchą, skrzywdzoną przez życie istotką. Tylko jak ją znaleźć w tym pełnym smakołyków mieście. Głupiec obściskiwał się z nią przez całą noc, ale o numer telefonu już ciężko było poprosić. Co prawda sam dał jej swój, ale czy zadzwoni?
Sara siedziała sama w swoim jednopokojowym mieszkaniu połączonym z kuchnią i łazienką, którą dzieliła wraz z całym piętrem. Wynajmowała to mieszkanie za pieniądze zarobione jako striptizerka. Żałowała tego co robiła. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Nie miała kasy. Taka była prawda. Za coś musiała zapłacić rachunki, zjeść i kupić najbardziej potrzebne rzeczy. I tak brała nadgodziny i pracę kelnerki w pobliskim barze aby jakoś związać koniec z końcem. Większość jej wydatków zajmowały długi, które narobił jej ojciec przed śmiercią. Był alkoholikiem i hazardzistą. A ona teraz przez niego łapała się każdej pracy. Już nie raz żebrała na ulicy. Leżała na materacu z którego wychodziło już kilka sprężyn i ściskała w ręku telefon. Zastanawiała się czy za dzwonić czy nie. Po 6 godzinach ciągłego zastanawiania się nad swoim losem który był do dupy zadzwoniła
- Witam - powiedziała do słuchawki.
- Dzień dobry, z kim mam przyjemność? - zapytał szarmancko.
- Thibault. Thibault Sara.
- O Sara to ty jak miło. Myślałem, że już nie zadzwonisz.
- Czemu miałabym nie zadzwonić? - spytała ostro.
- A nie wiem tak sobie. Ludzie jakoś nie chcą ze mną wchodzić w jakieś większe kontakty.
- Rozumiem. Ja jednak jestem inna.
- Wiem to - odezwał się głos z słuchawki - dobrze, że dzwonisz inaczej musiałbym Cię szukać.
- Czemu miałbyś mnie szukać? - odezwała się nieśmiało.
- Bo chciałbym abyś pojechała ze mną do Rzymu na ślub mojego brata. Co ty na to?
- Nie powinnam.
- Dlaczego? Przecież wiesz, że cię ubóstwiam.
- Tak, ale nie powinnam zostawiać pracy, przyjaciół i brata - skłamała.
- Ej nie masz tam jechać na zawsze. W pracy weźmiesz sobie urlop jak nie będą chcieli Ci go dać to ich zahipnotyzuję. Braciszka zostawisz z rodzicami przecież tam jest jego miejsce, a przyjaciele wytrzymają bez ciebie dwa - trzy tygodnie.
- Dwa - trzy tygodnie? Nie mówisz poważnie, prawda?
- Jak najbardziej.
- Nie mogę, nie mogę go zostawić.
- Kogo?
- Brata - skłamała.
- To zabierzmy go ze sobą tylko proszę pojedź ze mną. Proszę - powiedział słodko.
- Zastanowię się - odparła i się rozłączyła.
Allyssa wróciła do Mystic Falls. Ponownie zamieszkała z ojcem. Teraz mieszkali tam w trójkę. Towarzyszyła im Rebekah. Dziewczyna uważała, że jej ojciec w końcu jest szczęśliwy. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Jednak jej sercu towarzyszył smutek i pustka. Tęskniła za nim. Za Kolem. Jej jedynym i niepowtarzalnym przyjacielu. Zadomowiła się w swoim małym pokoiku na poddaszu. Nie musiała tam mieszkać jednak zawsze lubiła tą samotność. Czytała właśnie książkę siedząc przy swoim dębowym biurku gdy do pokoju wszedł Damon. W ręce trzymał srebrną tacę, a ubrany był w smoking. Wyglądał przekomicznie. Zaczęła się śmiać. Rebekha, która stała za drzwiami podeszła do niebieskookiego i szepnęła mu na ucho
- Wiedziałam, że tak będzie wyglądasz jak kamerdyner.
Salvatorówna zaczęła śmiać się jeszcze bardziej słysząc docinkę Pierwotnej. Podał jej kopertę leżącą na tacy. Ally przeczytała ją uważnie i się rozpłakała. Było to zaproszenie na ślub Caroline i Klausa. Chociaż prawie ich nie znała zaprosili ją aby razem z nimi przeżywała ten radosny dzień. Miała przyjść na nie z osobą towarzyszącą. Chyba nie zwrócili uwagi wypisując zaproszenie na to, że ona nigdy nie miała i nie będzie miała z kim przyjść. Jeszcze kilka dni temu był Kol, który wypełniał jej wszystkie myśli. Usiadła na łóżku i zaczęła się zastanawiać czy nie pójść z Zanem. To on wszystko rozwalił. Nawet nie zauważyła jak z jej oczu popłynęły pierwsze łzy. Koło niej usiadła Mikaelsonówna zaraz za nią z drugiej strony przysiadł jej ojciec i obydwoje przytulili ją ramieniem.
- Ej mała nie płacz jak nie mój brat to ktoś inny. Szczerze to nawet nie chciałabyś z nim być.
- Nie to nie dlatego - powiedziała nastolatka łkając.
- To dlaczego płaczesz? - spytała czule.
- Bo nie mam z kim tam iść. Moje życie legło w gruzach przez dwójkę facetów.
- Damon proszę Cię wyjdź stąd - powiedziała.
- Dobrze kochanie - przytulił jeszcze raz córkę, pocałował swoją kobietę w policzek i opuścił pokój.
- Nie chcę Ci zastępować matki. Nigdy nie chciałam. Rose była wyjątkową osobą i urodziła wyjątkową córkę. Teraz jednak chciałabym dać Ci szczególną radę. Posłuchaj głosu swego serca. To ono zawsze podsunie Ci najlepsze rozwiązanie. Nigdy nie słuchaj swojego rozumu. Spójrz na mnie posłuchałam swojego serca, które jednak mam i jestem teraz z najlepszym facetem na świecie. Gdybym słuchała rozumu siedziałabym teraz sama zapijając swoje smutki w jakimś przydrożnym barze. A tak jestem szczęśliwa - przytuliła Salvatorównę jeszcze bardziej.
- Dziękuję - powiedziała.
- Nie to ja Ci dziękuję - odpowiedziała wampirzyca i opuściła pokój.