poniedziałek, 4 sierpnia 2014

The Kiss Goodnight - Rozdział 1.

- Ja tam nie pójdę Rebekah nie ma mowy! – krzyczała brunetka siedząc na łóżku i przyglądając się swojej przyjaciółce, która usilnie próbowała namówić ją na pójście na imprezę.
Rebekah Mikaleson milczała długą chwilę.
- Pójdziesz tam Jess i nie znoszę sprzeciwu – powiedziała Pierwotna spokojnie przymierzając jaskrawoczerwoną sukienkę. Rebekah zawsze lubiła się stroić, a rozpoczęcie lata u jednego z najbardziej rozrywkowych, a zarazem wpływowych ludzi na świecie było na to idealną okazją.
Jessica słysząc słowa swej towarzyszki sięgnęła po butelkę piwa stojącą na stoliku nocnym i wypiła ją w kilku szybkich łykach. Wiedziała, że jeśli naprawdę ma tam iść to nie zniesie tego bez braku alkoholu we krwi.
- Jessico wszystko widzę w lustrze! – zauważyła Pierwotna nie odwracając wzroku od szkatułki z biżuterią – Odłóż to piwo, Tobie nie przystoi. – pouczyła tonem nieznoszącym skargi – Wiem, że się stresujesz, ale musisz tam iść.
- Dlaczego? – zapytała brunetka wstając i podchodząc do szafy.
- A chociażby, dlatego, że będzie tam mój brat… Chciałabym abyś go poznała. Jest naprawdę wspaniały jednak teraz ma trochę trudny okres w życiu. Sądzę, że moglibyście się zaprzyjaźnić – mówiła blondynka malując swe rzęsy, lecz w pewnym momencie gwałtownie się odwróciła i spojrzała w szmaragdowe oczy swej przyjaciółki. Zauważyła w nich strach, który towarzyszył im zawsze, lecz nie tylko, było w nich też wielkie podniecenie. Rebekah uśmiechnęła się szyderczo. Wiedziała, że z pomocą Jess uda jej się wyprowadzić swojego brata na prostą.

***

- Dziwnie się czuję – szepnęła Jessica stojąc przed wielkimi drzwiami. Dom, który należał do Briana White’ a był ogromny i strasznie ją przytłaczał. Ubrana w krótką czarną sukienkę czuła się niekomfortowo i zrobiłaby wszystko, aby wrócić jak najszybciej do własnego mieszkania, ale wiedziała, że z własnym łóżkiem przywita się dopiero za minimum osiem godzin.
- Wyglądasz wspaniale…. Chodź już – ponagliła Jessicę, Rebekah i gestem ręki kazała jej wejść do środka. To, co zastała tam dziewczyna wcale jej nie uszczęśliwiło. Wszędzie wałęsali się ludzie trzymający w rękach wielkie butelki z alkoholem. Ci, co już polegli leżeli bezwładnie na kanapie… Jeszcze inni całowali się w kątach. Z góry słychać było dźwięki upojnego sexu. To na pewno nie było miejsce dla takiej osoby jak ona.
- Rebekah ty się baw, a ja wracam... Źle się czuję – szepnęła przyciskając dłoń do ust.
- Jess to było do przewidzenia. Nigdzie nie wracasz i nie udawaj, wiem, że tak naprawdę nie jest Ci nie dobrze, to zbyt stara sztuczka abym się nabrała. Niedługo będzie tu mój brat. Jak będziesz chciała wyjść wcześniej to pogadaj z nim, aby zabrał Cię do domu – mówiła Pierwotna popijając swojego drinka. – A nie, patrz tam jest – wskazała palcem na wysokiego mężczyznę przeciskającego się przez tłum.
Jessica szybko odwróciła głowę, by spojrzeć na ukochanego brata swej przyjaciółki.
Był dobrze zbudowany, jego brązowe włosy były nienagannie ułożone, a jego oczy błyszczały pomimo tego, że wydawały się strasznie smutne. Rebekah mówiła, że jej brat przeżywa teraz trudny okres, ale nie wiedziała, że tak bardzo będzie to widać w jego oczach. Jednak mimo wszystko jego usta się śmiały i dziewczyna była pewna, że jak jeszcze chwilę zostałby sam to z pewnością byłby duszą towarzystwa.
- KOL TUTAJ! – zawołała Rebekah machając do niego ręką. Mężczyzna od razu skierował się w ich stronę.
- Hey, jestem Kol – przedstawił się grzecznie. Jess takie zachowanie nie pasowało do jego stroju, myślała, że okaże się bezczelny… Jednak ma jeszcze trochę czasu na pokazanie swojego prawdziwego „ja”.
- Jessica – powiedziała cicho.
- Jess, ładnie – zauważył robiąc krok w przód. Brunetka w tym samym momencie się cofnęła.
- Jessica nie Jess.
Kol znowu zrobił krok do przodu, a Jessica zmuszona była się cofnąć. Plecami dotknęła ściany i była przerażona. W ogóle nie znała Kola, nie wiedziała, do czego zmierza, a Rebekah zachowywała się tak jakby nic nie widziała.
- Przestań, proszę – szepnęła zakłopotana, a on w odpowiedzi zrobił kolejny krok w przód. Usidlił ją, choć ona wcale tego nie chciała. Nie wiedziała, co zrobić. Nie mogła wydostać się spod jego rąk. Na szyi Jessica czuła ciepły oddech Pierwotnego. Wiedziała, że jak Kol szybko nie przestanie to ta mu ulegnie i zrobi wszystko, co tylko by chciał. On jednak niespodziewanie cofnął się do tyłu i zachowywał się jakby cała wcześniejsza sytuacja nie miała nigdy miejsca.

***
- Jak poznałaś się z moją siostrą? – spytał z ciekawością dopijając już czwarte piwo odkąd usiadł wraz z Jessicą przy barze. Nie tańczyli, nie bawili się. Nie robili nic, co powinno robić się na imprezie oprócz picia. Nie interesowały ich tak prymitywne zajęcia dla zabicia czasu. Oni mieli własne. Rozmowę.
- Ojej… Kiedyś pracowałam w małym antykwariacie. Pewnego dnia przez drzwi weszła Rebekah rozpylając w całym pomieszczeniu swoją aurę doskonałości. Chciałam jej pomóc w poszukiwaniu książki, która ją interesowała jednak wyszło tak, że to ona pomogła mnie.
- Nie rozumiem. W jaki sposób? – dopytał się biorąc kolejny łyk trunku.
- Uratowała mi życie. – odpowiedziała dziewczyna bawiąc się papierową serwetką.
- Jak? – Kol nie dawał za wygraną. Musiał znać każdy szczegół nawet ten najdrobniejszy. Polubił Jess i wiedział, że kiedyś na pewno się zaprzyjaźnią i, że to właśnie dzięki niej kiedyś zapomni o Rachel.
- Stałam sobie spokojnie i przeglądałam tytuły książek, jakie mamy, aż tu nagle regał za mną zaczął się przewracać. Rebekah go zatrzymała. Do dziś nie mam pojęcia, w jaki sposób.
- Wampirza siła. – szepnął bardziej do siebie niż do niej.
- Hęę? Powiedziałeś coś? Nie usłyszałam przez muzykę – powiedziała i szczerze się uśmiechnęła.
- Nie Jess, nic nie mówiłem – odpowiedział i zawtórował jej uśmiechem.
- Jessica Kol, Jessica… Nie Jess – pouczyła go, a on zaczął śmiać się jak szaleniec.
Wiedział, że zdrobnienie od własnego imienia ją denerwuje i może się tak zwracać do niej tylko Reb… Jednak on pomimo tego, że znali się tak krótko już kochał się z nią droczyć.

***

 - Kol?
- Tak? – spytał rozglądając się po wielkim ogrodzie. Już dawno nie widział nic tak niezwykłego. No chyba, że Jess też wchodziła w grę. Wszędzie roznosił się ten niewiarygodny zapach róż. Jednak ich wygląd był chyba jeszcze piękniejszy niż zapach, a jego towarzyszka wyglądała idealnie wkomponowując się w obraz ogrodu z fontanną widniejącego za nią.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – pouczyła wąchając najbliższy krzew czerwonej róży.
- W takim razie, co miałem odpowiedzieć, mądralo? – zapytał siadając na kamiennej ławce.
- A skąd mam wiedzieć? Nie wiem wszystkiego – chichotała Jessica jak nastolatka, którą zresztą wciąż była, a spowodowane było to zapewne zbyt wielką dawką alkoholu we krwi.
- Aha. – mruknął odwracając się do niej tyłem. Jego kły boleśnie wyszły na wierzch, domagały się krwi, której on nie mógł załatwić. Nie w tamtym momencie. Po historii Jessie o jej cudownym uratowaniu przez Reb wiedział, że jego siostra nie wprowadziła jeszcze swej przyjaciółki do ich świata…, a on sam też nie zamierzał tego na razie robić.
- Kol coś się stało? – zapytała kładąc mu dłoń na plecach w geście pocieszenia i własnego zmartwienia. Pierwotny szybko odwrócił się na pięcie, dygnął i spytał z błyskiem w oku:
- Zatańczymy?
- Z chęcią bym to zrobiła, ale…
- Ale? – Pierwotny znów musiał wiedzieć wszystko.
- Nie potrafię – szepnęła zażenowana.
- Hęę? Nie dosłyszałem.
- Nie potrafię tańczyć! – krzyknęła wściekła.
- Jak to? – zapytał rozbawiony. Nawet nie myślał, że śmiech może wywołać u niego tak ostry ból brzucha.
- Normalnie. Zabierz mnie do domu – mruknęła.
- Teraz?
- Nie, poczekam na śnieg i Świętego Mikołaja. Oczywiście, że teraz! – kolejne mruknięcie.
- Nie bądź sarkastyczna Jess.
Nie znosiła jak ją pouczał. Nie znosiła jak ktokolwiek ją pouczał. Była dorosła. Mądra i urocza. Zawsze dostawała to, co chciała, jednak nie była rozpieszczona… zawsze dochodziła do tego tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Nie miała bogatych rodziców. Ona w ogóle nie miała rodziców. Całe swoje dzieciństwo spędziła przemieszczając się od jednej rodziny zastępczej do kolejnej. Brakowało jej miłości. I wiedziała, że na pewno nie dostanie jej od Kola Mikaelsona, więc gotowa była skończyć tą znajomość zanim ta jeszcze dobrze się rozpoczęła.

2 komentarze:

  1. Super *-* Szkoda że nie zmieniłaś Ally <3 ale w sumie lubie to imię <3 czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam się doczekać. Super rozdział, ale szkoda że nie zmieniłaś imienia. Czekam z niecierpliwością na następny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń