niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 19.


Ten rozdział jest okropny. Najchętniej zmieniłabym w nim dosłownie wszystko.
Obiecałam wam jednak, że wstawię coś przed końcem roku.
Tak więc macie to COŚ...
Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego dziwnego rozdziału jeszcze zostaniecie ze mną.
Pozdrawiam Ianka ;*




Noc Kola minęła bezsennie. Zły wampir leżący w jednym łóżku z cnotką to chyba nie najlepsze rozwiązanie. Oczywiście do niczego nie doszło, ale mogło. Prawda? I jak on by jej później spojrzał w oczy? No, ale cóż sumienie ma czyste. No przynajmniej pod tym względem. Gdy Pierwotny tak leżał myślał o trzech najważniejszych rzeczach w jego życiu.
1. Dlaczego staje się dobry?
2. Dlaczego właśnie teraz ma ochotę założyć rodzinę?
3. Dlaczego chce naprawić wszystko naprawić. 
Wszystkie te trzy rzeczy wiązała ona. Dostrzegał to, że z dnia na dzień coraz bardziej się w niej zakochuje. Ale zaraz on nie mógł kochać. Nie był do tego zdolny. Już jego matka o to zadbała jakieś 1100 lat temu. To co to było za uczucie? Jak nie miłość to co? Przyjaźń na pewno nie. Zauroczenie też nie. Zauroczenie mijało mu po dwóch dniach. Czyli to miłość. Oni nie mogą być razem. Jest nawet na to kilka powodów.
1. Nie pasują do siebie.
2. Nie pasują do siebie.
3. Nie pasują do siebie.
4. Nie pasują do siebie.
(...)
11111111. Nie pasują do siebie.
Mimowolnie przytulił Ally jeszcze bardziej do siebie. Chciał ją chronić, rozśmieszać i być jej osobą do której zawsze będzie mogła wracać. 
- Dzień dobry - powiedziała wesoło.
- Dzień dobry promyczku - odparł smutno.
- Ej Kol co się stało - zapytała.
- Nic.
- Kolu Mikaelsonie co się stało? - zapytała ponownie.
Usłyszała od niego znów to samo nic nie znaczące "Nic".
Dlatego przytuliła się do niego jeszcze mocniej i wyszeptała w jego tors:
- I tak się dowiem.
Pierwotny objął ją ramieniem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Zawsze.
- No, więc jak byłem ostatnio w barze to spotkałem tam naprawdę cudowną kobietę. Jest perfekcyjna pod każdym względem. Anioł. Piękna, inteligentna i radosna. Możesz mi wierzyć lub nie, ale nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Mogę z nią porozmawiać dosłownie o wszystkim. Chyba się zakochałem. Ally naprawdę się zakochałem. Mimo to odpuściłem. Ona jest zbyt słodka i niewinna, żeby być z kimś takim jak ja. Związek ze mną może ją zniszczyć. Zniszczyć jej delikatną naturę. Przypomina mi, królewnę Śnieżkę wiesz?
Allyssa podniosła głowę, ukazała swoje smutne oczy. Patrzenie w nie sprawiało mu niewyobrażalny ból.
- Nie możesz tak myśleć, rozumiesz? Ja też tak myślałam i popatrz do czego mnie to doprowadziło.
- Do mnie - pomyślał Kol.
Leżeli tak jeszcze moment w zupełniej ciszy którą przerwała dziewczyna.
- Co byś zjadł na śniadanie? - zapytała słodko.
Ciebie - pomyślał, lecz odpowiedział - Nie wiem zaskocz mnie.
- W takim razie mnie puść.
- Dobrze już dobrze.
Gdy tylko to uczynił panienka Salvatore wyskoczyła z łóżka i w ekspresowym tempie zniknęła za drzwiami łazienki.
***
Z kuchni wydobywały się niezwykłe zapachy, które roznosiły się 
po całym domu. Pachniało bardziej obiadem niż śniadaniem. No, ale w końcu było ok 15: 30. Żadne z pary tych dwojga nie mogło uwierzyć, że spali do tej godziny. Gdy Pierwotny wszedł do kuchni ujrzał tam Allyssę w różowym fartuszku z wyszytym imieniem. Wyglądała w nim tak słodko. Na włosy założyła opaskę, a na nogi puchate papcie w tym samym kolorze co fartuszek. Nie chcąc jej przeszkadzać mężczyzna oparł się o framugę, skrzyżował ręce i rozmarzył się o przyszłości.... o przyszłości z nią.
- Kol śniadanio-obiadokolacja gotowa - krzyknęła najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że jest z nim w jednym pomieszczeniu. Ten zaś nie odpowiadał i nadal z ciekawością się jej przyglądał.
- Ładnie wyglądasz w tym fartuszku mógłbym się aż zakochać - powiedział po chwili. Bzdura przecież już ją kochasz wysyczała jego podświadomość.
- Dziękuję - powiedziała po czym dodała - a teraz jeśli chcesz coś zjeść nakryj do stołu.
Pierwotny westchnął głośno po czym zabrał się do pracy. Uwinął się dość szybko, ale zniknął na jakieś 10 min z pola widzenia dziewczyny. Jak się później okazało nie potrafił wybrać wina do śniadanio - obiadokolacji jak to wcześniej stwierdziła Allyssa. Gdy już wszystko było skończone zabrali się do jedzenia.
  ~ Ok. 30 min później ~
- Mam pewien pomysł - powiedziała Ally z szyderczym uśmiechem.
- Zamieniam się w słuch - odparł Pierwotny.
-Zagrajmy w szachy i ten kto wygra będzie mył naczynia.
- W takim razie przygotuj się na spotkanie z wodą - zaśmiał się.
- Chyba ty - krzyknęła zza drzwi.
Partyjka później...
- Dałem Ci wygrać.
- Nie wcale nie po prostu nie potrafisz grać i taka jest prawda pogódźmy się z nią - odpowiedziała.
- Nie prawda.
- Oj  prawda, teraz spadaj do kuchni myć naczynia, a ja poszukam jakiś fajny film.
- Tylko nie wybieraj nic o wampirach mam ich dość.
- Rozpatrzę twoją prośbę.
***
Kol zmywał grzecznie naczynia (w długich żółtych, gumowych rękawiczkach i płaszczu przeciwdeszczowym) jak na razie nic nie stłukł do czasu...
- Uśmiechnij się - powiedziała wesoło stojąc za nim z kamerą - muszę zrobić film dokumentalny o prawdziwych wampirach.
- Ja ci zaraz dam.
- Co mi dasz? Zaczęłam lubić prezenty od ciebie.
Ten podszedł do niej złapał za ręce i przygwoździł do ściany. Jej serce biło coraz szybciej. Bała się. Pierwotny jeszcze przez chwilę trzymał ją w niepewności po czym ze śmiechem powiedział
- Kilka milionów wyświetleń na "Youtube".
Gdy tylko to powiedział Ally odetchnęła z ulgą.
- Proszę Cię pamiętaj, że nigdy nie byłbym w stanie Cie skrzywdzić. Proszę Cię pamiętaj o tym - odparł ze smutkiem wychodząc.  

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 18.


~Tego samego dnia ~

Słońce nadal pozostawało schowane za ciemnymi, burzowymi chmurami. Deszcz padał. Za oknem było widać tylko ogród bez żadnej oznaki życia. A może to i lepiej? Chociaż z jednej strony ktoś na pewno chciałby rozłożyć skrzydła. Poczuć dreszcz na plecach, który za chwilę przerodzi się w ekscytację. 


Ally już dawno poszła spać. Była zmęczona pogodą, nowymi doznaniami, a także rozmową. Nie lubiła rozmawiać, a już na pewno nie o takich rzeczach. Wspomnienia wraz z poczuciem winny dopadły ją. Dopadły ją tu i teraz. Czy zostanie kiedykolwiek odkupiona? Czy jeszcze kiedyś ujrzy matkę? Czy zobaczy tego którego nie cierpiała, a jednak szczerze kochała? Na te pytania jeszcze nie znała odpowiedzi. I pewnie nigdy się tego nie dowie. 


~ Sen Ally ~

Wszędzie do o koła otaczały ją kwiaty, drzewa, rzeźby. Była w ogrodzie. Gdyby się postarała i odświeżyła pamięć pewnie wiedziałaby gdzie się znajduje.Jednak teraz nie rozpoznawała w nim nic znajomego. Nic oprócz jego. Był taki sam. Nie zmienił się wcale od ich ostatniego spotkania. Jego kruczoczarne włosy opadały tworząc fale na jego muskularne ramiona przyozdobione tatuażami. Jego fiołkowe oczy błyszczały wesołością. On sam emanował niewyobrażalną siłą, spokojem i opanowaniem. Pozostał taki jak zawsze. Ubrany w czarne rybaczki wyglądał seksownie. Naga klatka piersiowa prezentowała się wspaniale w blasku światła. Jego światła. Wolnym krokiem podeszła do niego i położyła delikatnie dłoń na jego policzku. 
- Tęskniłam, tak bardzo za tobą tęskniłam - szepnęła.
- Wiem - odpowiedział nieznajomy - ale tak musi być i my wiemy o tym najlepiej, pamiętaj o tym co mi obiecałaś - dodał po czym delikatnie złączył swoje wargi wraz z jej. 
Pocałunek był czuły i romantyczny. Coś jednak było nie w porządku. Coś zaburzało wewnętrzny spokój tych dwójki nieszczęśliwych kochanków. Spotkanie po latach, upojne chwile, a później szybka śmierć taka była przyszłość dla nich . Oni wiedzieli o tym. Wiedzieli o swoim przeznaczeniu. Żadne z nich nie przejmowało się  tym jednak za bardzo. Nie w tej chwili. 
- Ally muszę Ci coś powiedzieć... Tylko to zdążył wymówić, bo dziewczyna nagle się obudziła. Przyczyną był grzmot. Silny i niebezpieczny, a jednak pełny uroku. Taką pogodę zawsze kojarzyła z nim. 

~ W czasie gdy Ally spała ~


Kol siedział przy kominku w salonie popijając bourbona i czytając "Namiętność" Lauren Kate. Lubił tę książkę. Historia nieszczęśliwych kochanków. I chyba właśnie to mu tam pasowało. Chcieli być razem, ale nie mogli. On ją gonił ona uciekała. Niby to tylko fikcja literacka, ale on czuł, że coś łączy go z tą powieścią. Nic nie było tam idealne. Tak samo jak w jego życiu. Co prawda on nie musiał patrzeć nie wiadomo ile razy na śmierć swojej jedynej miłości. On nikogo takiego nie miał. Liczyło się poświęcenie. Po chwili na karku poczuł czyjeś delikatne ręce. Dopiero po momencie wiedział, że to dłonie Allyssy. Stała za nim ubrana jedynie w czarny, jedwabny szlafrok. Patrzyła na ogień.

- "W każdym życiu wybiorę ciebie, tak jak ty wybrałeś mnie. Na zawsze." - szepnęła nadal spoglądając na iskrzące się płomyki.
Kol nie wiedział co powiedzieć, dopiero po chwili zapytał.
- Czemu nie śpisz?
- Burza - odparła trzęsąc się.
Kol wstał z fotela i przystanął obok niej po czym przytulił. Gdy tylko to uczynił Ally zaniosła się płaczem.Tylko ona wiedziała jaki jest jego powód. Pierwotny nie wiedząc co ma zrobić wziął dziewczynę na ręce i usiadł w fotelu.
- Ciii już ciii - szeptał jej do ucha. Płacz powoli ustawał. Po 30 min ustał już zupełnie i zastąpił go sen.  Siedzieli tak chwilę jednak Kol podniósł się i zaniósł ją do sypialni. 

~ Sypialnia Ally ~

Pokój senny wyglądał mniej więcej tak. Mikaelson położył panienkę Salvatore na łóżku, przykrył kołdrą po czym wycofał się w stronę drzwi. Stanął jednak w miejscu patrząc na piękną, śpiąca królewnę.
- Zostaniesz dziś ze mną - zapytała sennie.
- Dobrze - odpowiedział, przeniósł fotel tak, że teraz stał koło jej łóżka i usiadł.
- Nie tam - zaprzeczyła - tutaj - pokazała na łóżko i odchyliła kołdrę.
- Nie powinniśmy - powiedział łagodnie.
- Zboczeniec - zażartowała - chodzi o to, że boję się burzy.
- Trzeba było tak od razu - odparł wchodząc na wyznaczone miejsce. 
- Dziękuje - rzekła, przytuliła się do " przyjaciela"  i zapadła w sen.
Młody Mikaelson pozostał przytomny.  
-----------------------
Kolejny rozdział... Mi się zbytnio nie podoba... Ale trudno. Mam nadzieję, że chociaż wam się spodoba :) 
Pozdrawiam ;*
Proszę również, żeby każdy kto to przeczyta zostawi komentarz. 

Może to być zwykły uśmiech. 
Muszę wiedzieć ile osób to czyta... Z góry dziękuję :*

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 17.

Po drodze Kol zajechał do sklepu z ubraniami. Po dłuższym zastanowieniu stwierdził, że nie pokaże się nigdzie cały w bitej śmietanie. Naprawdę musiałoby to wyglądać przekomicznie. Nawet małe dzieci, które wracają  z zabawy są czystsze. Gdy już weszli do centrum każde poszło w swoją stronę. Spojrzenie ludzi cały czas lądowało na nich. Pierwsze co zrobiła Allyssa to skorzystała z łazienki. Zamknęła się w niej i umyła i poprała swoje ubrania. Suszyła je suszarką do rąk. Trochę to trwało, ale jakoś się udało. Gdy wyszła postanowiła pójść do jubilera. Kupiła tam bransoletkę dla Kola aby odwdzięczyć się za wszystko co dla niej zrobił. Wiedziała, że cena bransoletki nie zwróci mu wszystkich pieniędzy wydanych na nią, ale liczy się gest. Prawda? Na biżuterii kazała wygrawerować " You makes my dreams come true"... W końcu to była prawda. Z tego całego zamieszania z prezentem zapomniała o tym po co tu przyszła. Czyli o ubraniach. Pobiegła, więc szybko do najbliższego sklepu i kupiła to. Kol też nie próżnował. Tylko, że on nie kupił sobie nic nowego.
Poszedł do samochodu i ubrał wpakowaną wcześniej do bagażnika skórzaną kurtkę, czarną koszulkę i jeansy tego samego koloru. On wolał pójść do kawiarni zahipnotyzować jakiegoś mężczyznę aby ten dał mu swojego laptopa i zamówić bilety do Rzymu. Z Ally spotkał się przy fontannie w centrum handlowym pół godzinny później.
- A gdzie bita śmietana? - spytał.  
- Zmyła się w damskiej toalecie chłoptasiu, to pojedziemy już tam gdzie mamy?
- Z miłą chęcią powiedział - i obydwoje skierowali się w stronę auta.

~ 2 godziny później ~
- Ally zbliżamy się na miejsce, więc musisz to założyć - powiedział po czy podał jej czarną chustę aby przewiązała nią oczy.
- Po co?
- Ponieważ droga do miejsca do, którego teraz jedziemy ma być tajna i tylko nieliczni ją znają.
- Niech Ci będzie - powiedziała po czym przewiązała oczy.
Samochód przejechał przez bramę jechał ok 1 km korytarzem, który składał się z wierzb płaczących po czym stanął przed pięknym dworem. 
Pierwotny opuścił pojazd i podszedł do drzwi pasażera. Wziął Ally na ręce po czym postawił dopiero naprzeciwko willi. Odwiązał jej oczy i powiedział entuzjastycznie
- Niespodzianka.
Dziewczyna z wrażenia zaniemówiła. Przed nią stała wielka, piękna budowla. Za domem rozciągał się las. Trawa była równo przystrzyżona. Na trawniku przed domem było mnóstwo czerwonych kwiatów.
- To twój dom? - spytała.
- Nie, ten dom nie należy do nikogo z mojej rodziny.
- No to co tu robimy? - spytała niespokojnie.
- Powiedzmy, że znam właściciela - uśmiechnął się.
- To co wejdziemy do środka? - spytał.
- Pewnie - powiedziała po czym poszła wolnym krokiem do drzwi. 
Gdy już obydwoje byli przed nimi Kol wyciągnął klucze, otworzył zamek i zaprosił Ally do środka.
- A ty czemu nie wejdziesz? - spytała zaciekawiona.
- Nie mogę, właściciel mnie nie zaprosił.
- To co robisz dzwoń do niego, nie zamierzam siedzieć w tym domu sama, za bardzo się boję.
- Nie trzeba dzwonić, właściciel jest w domu.
- No to go zawołaj - ponagliła.
- Oj mój głupiutki skarbie.
- Co? - spytała oburzona.
- Nic nie rozumiesz? 
- Nie, a powinnam? - spytała. 
- To ty jesteś tym właścicielem, wszystkiego najlepszego kochanie - powiedział słodko.
- Jak to? 
- Jak się nie mylę to wczoraj miałaś urodziny, a z tego co wiem na pewno się nie mylę, więc zaprosisz mnie czy mam spędzić noc w altance?
Ally zrobiła przesadny ukłon po czym powiedziała:
- Możesz wejść, chyba, ale ja nie mogę przyjąć tego prezentu.
- Oj, możesz, możesz - powiedział po czym do środka wziął Ally na ręce po czym pognał na górę, postawił przed komórką i rzekł
- Jeśli będziesz niegrzeczna to tu będziesz siedzieć, rozumiesz?
- Tak rozumiem - powiedziała po czym podeszła do niego i się przytuliła.
- A to za co, czym sobie na to zasłużyłem? - spytał ciekawy.
- Dziękuję, za dom, za urodziny za wszystko... - mówiła w jego tors.
Po chwili jednak się odsunęła, wyciągnęła z torebki czarne pudełeczko, wręczyła mu je i powiedziała
- A to tak w podziękowaniu za to wszystko - i się uśmiechnęła.
***
Dzień zapowiadał się pięknie i spokojnie jednak skończyło się jak zawsze. Deszcz nie ustępował. Krople spływały wolno po szybach. Niebo było szare, a wszystko na dworze bezbarwne pozbawione chociaż części przyjemnego, jasnego blasku. Odcięci od reszty świata przyjaciele mieli w końcu czas i ochotę na to aby porozmawiać. Siedzieli w salonie na wygodnej sofie przy kominku, w którym skrzył się ogień. Byli tak pochłonięci rozmową, że nawet nie zwracali uwagi na pogodę. A towarzyszyła im cicha, spokojna muzyka klasyczna.
(...)
- To co powiesz mi w końcu skąd o nas wiesz?
- Może tak, może nie proszę Cię zostawmy to w spokoju.
- Nie Ally niczego nie zostawimy w spokoju.
- No niech Ci będzie zacznijmy od początku.
Był bardzo wczesny, letni poranek. Czytałam właśnie książkę na cmentarzu obok grobu mojej matki i w tym właśnie momencie pojawił się on...
- Kto?
- Dokładnie to nie wiem, wiem jedynie, że podawał się za Stefana jednak ja od początku wiedziałam, że nim nie jest było w nim coś innego..
- A mianowicie co?
- Był taki... To znaczy w jego oczach było widać mrok... Sam jego sposób chodzenia wyrażał pogardę wobec innych, a wujek nigdy taki nie był... Już po pierwszych słowach postrzegałam go jako aroganckiego dupka, ciebie zresztą też - uśmiechnęła się i odwróciła głowę aby zobaczyć wyraz jego twarz.
- No i do dalej? - zapytał nawet nie komentując tego co wcześniej usłyszał.
- No i co miało być dalej rozmawialiśmy, on opowiadał mi o swojej niespełnionej miłości szczerze mówiąc zrobiło mi się go żal, więc pogadałam z Bonnie o zasłonie oddzielającej nasz świat od tamtego wymiaru, no i co później umarła rozumiesz umarła przeze mnie - gdy to tylko powiedziała zaczęła płakać.
- Ej aniele to nie twoja wina rozumiesz? - powiedział czule i przytulił ją do siebie.

niedziela, 3 listopada 2013

Dziękuję...

 Chciałabym wam podziękować za
ponad 8 tysięcy wyświetleń. 
Jesteście kochani... ;*

Mam też pewną prośbę...
Wraz z koleżanką założyłyśmy na fb fanpage.
Dotyczy on TVD i THG.
Ona wtrąciła tam jeszcze Percy Jacksona. 
(Może ktoś lubi, ale ja wymiękłam po pierwszym rozdziale :D)
Także proszę o przysłowiowe "like"

Będę wdzięczna.... ;* :)


Ps. Proszę dodawajcie też komentarze... Ostatnio dodałam rozdział i są tam tylko dwa komentarze.
Czytam = komentuję... Mogą być nawet z anonima... Bardzo proszę :)

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 15 i 16

Ally dała się jednak przekonać na wspólną zabawę i dzięki temu przyjęcie urodzinowe udało się bardzo dobrze. Wszyscy tańczyli, bawili się, pili, a nawet śpiewali. Damon z Kolem wpadli na genialni pomysł zabawy w karaoke. Wszyscy byli za oprócz solenizantki. Jednak i ta dała się przekonać. Co prawda kilka razy przyszła policja. Policjanci twierdzili, że sąsiedzi skarżą się na zbyt duży hałas. Nie było to jednak prawdą. Nie według Kola. Impreza może i potrwałaby dłużej, lecz Ally nie czuła się najlepiej, a nikt nie chciał jej męczyć. W końcu to było jej święto. A poza tym wszyscy wiedzieli, że musi się wyspać bo czeka ją dzień pełen wrażeń. Tak, więc wyszli zaraz po 6 nad ranem.
***
  ~ Ok. 9 nad ranem ~
Kol chodził po domu uderzając w garnki długą drewnianą łyżką do sałatek wołając:
- Ally wstawaj przed nami cały dzień.
Gdy tylko dziewczyna usłyszała głosy dobiegające za drzwi jej pokoju nałożyła poduszkę na głowę i jeszcze bardziej przykryła się kołdrą. Jednak i to nie pozwalało zagłuszyć tego co robił Kol. Pierwotny  wpadł do pokoju, ściągnął pościel z łóżka, wziął Ally na ręce i wrzucił do napełnionej wcześniej wanny zimnej wody.
- Czy ty jesteś chory psychicznie, bo jeśli tak to udaj się na leczenie. Idiota. Palant.... - krzyczała na niego.
- O w końcu się obudziłaś - mówił jak najbardziej z siebie zadowolony - a teraz skorzystaj z okazji pobytu w wannie i się wykąp, bo za 30 min wyjeżdżamy. Śniadanie powinnaś mieć w swoim pokoju - poinformował ją i wyszedł.

***
Panienka Salvatore miała tego wszystkiego dosyć. Dosyć wkurzającego Pierwotnego, pobytu w luksusowym apartamencie, chciała w końcu wrócić do domu. Do Mystic Falls. Do ojca z którym od wczoraj ma coraz lepsze relacje. Allyssa była wdzięczna Rebekhce. Widać było, że zmieniała jej ojca.
Gdy wczorajsza solenizantka przygotowywała się do wyjazdu z walniętym Pierwotnym ten poszedł zapolować. Przypomniał sobie jak dawno tego nie robił. Przy niej się hamował. Nie wiedzieć czemu. Przecież wiedziała jak wygląda typowy żywot wampira. Miała go w domu i Mikaelson wątpił, że zwłaszcza po śmierci Rose Damon będzie się hamował z piciem krwi prosto z żyły. Ofiarą "palanta" była zgrabna blondynka. Spotkał ją na przystanku. Widział jak spóźnia się na autobus. Zagadał, a później pozbawił jej całego życiowego płynu. Był manipulatorem i to trzeba było mu przyznać. Do "domu" bo tak nazywał pokój hotelowy w którym spędził większość swojego nieśmiertelnego życia wrócił po ok. 20 minutach.
- Jesteś gotowa? - krzyczał już od progu.
- Jeszcze nie - usłyszał w odpowiedzi.
- Masz jeszcze 10 minut - powiedział zdenerwowany.
- Pamiętam.
Ally nie wiedziała gdzie się wybierają, więc nie wiedziała też w co się ubrać. Po dłuższym zastanowieniu założyła to. Włosy pozostawiła rozpuszczone, także spływały jej kaskadą po plecach. Zrobiła delikatny makijaż. I włożyła " Upadłych" Lauren Kate do torby po czym wyszła na spotkanie z krwiożerczą bestią.
- Gotowa? - spytał tym razem mniej zdenerwowany.
- Chyba tak, nie licząc tego, że jestem, strasznie głodna - powiedziała cicho.
- Przecież przywieźli Ci jedzenie do pokoju.
- Tylko, że ja jestem wegetarianką, a tam nic dla mnie nie było - szepnęła.
- Ok, w takim razie zjemy coś po drodze - powiedział.
- Dziękuje - odpowiedziała i po schodach zbiegła na dół.
***
Podróż zapowiadała się ciekawie. Para "przyjaciół" już zdążyła się kilka razy posprzeczać. Im to chyba jednak jak najbardziej odpowiadało. Muzyka głośno wypływała z radia. Cały czas rock oszaleć by można - myślała Ally. Kol łamał chyba wszystkie możliwe przepisy. Już chyba po 100 km mieli wyścig z strażnikami prawa. Pierwotny nie zdawał sobie sprawy z tego jak jego pasażerka się boi. Ona nie dawała po sobie tego poznać. Tak było chyba lepiej. Nie mogło ich nic łączyć. Nawet przyjaźń. Dlaczego? Dlatego, że później będzie trudno się rozstać. A rozstanie było nieuniknione. Prawda? Ona kiedyś umrze, on zostanie. Ona będzie chciała założyć rodzinę, liczyć rachunki, on będzie liczył ile lasek bzyknął i ile wypił na imprezie. Za dużo ich dzieliło. A dzieliło ich prawie wszystko. W radio zaczęła lecieć ulubiona piosenka panienki Salvatore. Mikaelson wyciągał już rękę aby zmienić stację jednak dojrzał proszące spojrzenie dziewczyny. Zostawił radio w spokoju i po chwili usłyszał śpiew anioła. Ally śpiewała wraz z wokalistką. Na początku nieśmiało i cicho później już coraz głośniej. Pierwotnemu zbierały się łzy w oczach. Była to najpiękniejsza chwila jaką dotychczas przeżył. Nikt jeszcze się przed nim nie otwierał. Ona robiła to jednak z dnia na dzień, z minuty na minutę. Pewnie nieświadomie, ale jednak to robiła. Gdy piosenka się skończyła i anielski głos ucichł spytał:
- Nadal jesteś głodna? 
- Jak wilk - odpowiedziała ze śmiechem.
- I pewnie zjadłabyś konia z kopytami? A nie przepraszam zapomniałem, że jesteś wegetarianką w takim razie proponuje drzewo z korzeniami - śmiał się.
***
Restauracja, a raczej obskurny zajazd oddalony był ok. 20 km od ich dotychczasowego miejsca postoju. Ten odcinek pokonali bardzo szybko i kilkanaście minut później mogli cieszyć się goframi i kawą w barze. Wystrój wnętrza nie był aż znów taki zły. Czerwone sofy i stołki barowe idealnie kontrastowały z białymi ścianami. Czerwone zasłonki w białą kratę wyglądały jak koce piknikowe. 
Za ladą stała miła pani w starszym wieku, która przyjęła ich zamówienie. 
Allyssa jadła gofra z bitą śmietaną i truskawkami, Kol natomiast zajadał się jajkami i bekonem.
- I co smakuje? - zapytał.
- Bardzo - powiedziała i wróciła do jedzenia. Po chwili zrobiła szyderczy uśmiech i poprosiła o całe opakowanie bitej śmietany w sprayu .Gdy tylko kelnerka dostarczyła zamówienie Ally zaczęła obmyślać plan. Pierwotny był w tej chwili tak bardzo zadufany w sobie, że nawet nie zauważył i nie poczuł, że na jego dłoni znajduję się porcja śmietany. 
- Kol chyba masz coś na twarzy - powiedziała śmiejąc się. Ten nadal był czymś zamyślony i odruchowo potarł twarz wcierając w nią bitą śmietanę.
- Diablica, a myślałem, że zabieram tu anioła. - powiedział.
- Przepraszam poproszę to co koleżanka - zawołał.
- Teraz to zacznie się wojna- powiedział zaczepnie.
- Nie boję się ciebie - powiedziała.
- A powinnaś - powiedział po czym wystrzelił biały krem w stronę Ally.
Ubrudził jej przy tym sweterek.
- Tak chcesz grać? - spytała.
- Tak - powiedział pewnie.
- W takim razie... - nie dokończyła bo podeszła do Kola, usiadła mu na kolanach i wtarła kolejną porcję białej pianki.
- Rozpraszasz mnie.
- Tak mi przykro - odpowiedziała, starła palcem trochę słodyczy z jego twarzy i wzięła go do ust.
- Dobre. 
- Naprawdę? Poczekaj też muszę spróbować - i zrobił to samo co ona - tak masz rację naprawdę dobre.
Po tym stwierdzeniu Ally wzięła swój sprej i rozprowadziła mu go po włosach po czym uciekła. Ten gonił ją po całej restauracji. Co rusz odrzucali puste opakowania i brali kolejne. Bar zresztą tak jak oni był zupełnie biały i puszysty. Wszystko wyglądało jakby było przy dekorowane na Boże Narodzenie.
- W takim stanie do mojego samochodu nie wsiądziesz - odparł gdy stali już na parkingu.
- Sam wyglądasz nie lepiej - powiedziała po czym wskoczyła do auta.
- To co jedziemy dalej? - zapytała najsłodziej jak potrafiła z siedzenia pasażera.
- Tak - powiedział po czym wsiadł do samochodu i odjechali.
--------------------------
Napisałam.... Ciężko było, ale jakoś tam dałam sobie radę :D
Następny pojawi się nie wiem kiedy... Pewnie jak najszybciej bo muszę go tylko dokończyć... Mam nadzieję, że wam się podobało ;*

poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 14. cz. 2

"To twój brat Jace..." - te słowa krążyły po głowie dziewczyny przez krótki czas, ponieważ chwilę potem osunęła się w ramiona silnego pierwotnego. Kol zaniósł ją do swojego pokoju i położył delikatnie na łóżku. Po wykonaniu swojego zadania przysiadł w nogach posłania i czekał, aż dziewczyna się obudzi. Trwało to dość krótko. W pewnym momencie długie, czarne rzęsy zatrzepotały, a w szmaragdowo - zielonych oczach pojawiły się radosne iskierki, które najmłodszy z braci Mikaelson tak lubił.
- Co się stało? - zapytała słabym głosem nie do końca pamiętając co wydarzyło się przed chwilą.
- Oprócz tego, że twoje życie legło w gruzach... przeze mnie.... i to w co zawsze wierzyłaś okazało się kłamstwem ... To zemdlałaś i przepraszam... Miał to być twój najlepszy dzień w życiu... - przerwał widząc jej wyraz twarzy. Natłok informacji chyba w tym momencie nie za  dobrze działał na jej umysł. Jednak szybko wszystko przetrawiła i powiedziała:
- Ejjj.. Nie masz za co przepraszać. To, że mój "kochany" tatuś nie powiedział mi, że mam brata to nie twoja wina.... Dziękuję.. za wszystko - szepnęła. Wampir tylko przysunął się w jej stronę i złapał za delikatną dłoń. Nic nie mówił. Rozumieli się bez słów. 
***
- Czyli to co powiedział mi Kol to prawda tak? Jace jest moim bratem? - Ally zadała pytanie siedzącemu na przeciwko stołu Damonowi. 
- Tak... Takk cholera miałem nadzieję, że nigdy się o tym nie dowiesz... - odpowiedział zaciskając dłonie w pięści aby powstrzymać złość. 
- Mama..... czy mama wiedziała? -szepnęła bawiąc się kieliszkiem w którym pozostało jeszcze trochę czerwonego wina.
- Oczywiście, że tak słonko... Twoja mama wiedziała o wszystkim.... Ale musisz wiedzieć, że mój romans z Margaret trwał jeszcze przed powtórnym wróceniem twojej matki do świata żywych - rzekł ze wzrokiem wpatrzonym w podłogę. Z trudem powstrzymywał łzy. Wiedział, że jeśli zacznie płakać to po pierwsze zaraz za nim łzy uroni jego córka, a po drugie jego kochani znajomi będą mu to wypominali do końca życia. A tego nie chciał już i tak miał zbyt dużo problemów na głowie. Zamiast okazania swojej małej czułości w chwilach w których najbardziej go potrzebowała uciekł w w stronę alkoholu. Skorzystał z łatwiejszej drogi... Zrobił to po raz pierwszy i jak stwierdził ostatni...
***
Muzyka rozbrzmiewała w głośnikach. Balony wypełnione helem przylgnęły do sufitu. Pary tańczyły na dywanie i gdzieś  tym całym zamieszaniu siedziała solenizantka, która nie wiedziała już co ma myśleć. W dzieciństwie zawsze chciała mieć rodzeństwo, ale to było już bardzo dawno jeszcze wtedy kiedy jej rodzina była w komplecie. Teraz dowiedziała się o tym, że ma brata o którym nic nie wie. Gdy tak siedziała roniąc łzy do pokoju wszedł Kol. Bez chwili namysłu podszedł do niej i przytulił najmocniej jak potrafił.
- Dlaczego tu jesteś? Dlaczego nie bawisz się z innymi? Dlaczego tak po prostu nie odejdziesz? - zapytała wtulona w jego tors.
- Dlaczego nie odejdę nie wiem, najzwyczajniej w świecie sądzę, że muszę być tu przy tobie. Dlaczego nie bawię się z innymi bo jestem tu dla ciebie i tylko to się liczy. To miały być twoje urodziny i to ty powinnaś się bawić najlepiej... Mała wyjdź stąd i choć raz się zabaw, ale jeśli nie chcesz to posiedzę tu z tobą.
- Dziękuję - szepnęła.
- Za co?
- Za to, że jesteś - powiedziała i jeszcze bardziej się w niego wtuliła...
***
Błędy – wszyscy je popełniamy. Zazwyczaj mamy najlepsze intencje, jak trzymanie czegoś w tajemnicy, by kogoś chronić. Albo chcemy oddalić się od osoby, którą się staliśmy. Czasami nie wiemy nawet, jakie błędy popełniliśmy. Albo odkrywamy to w ostatniej chwili żeby zdążyć wszystko wyprostować. Ale żaden błąd nie zdarza się bez powodu. Daje nam lekcje czegoś, czego w innym wypadku byśmy nie zrozumieli. Można mieć tylko nadzieję, że więcej nie popełnimy tego błędu. Całe szczęście, że tak się nigdy nie dzieje...*
----------------------------------------
Wiem, że krótki nawet bardzo, ale cóż już tak musi być... Przepraszam za to, że tak późno... Że musieliście czekać... Nowa szkoła, nowi ludzie i dużo więcej obowiązków.... Rozdziały nie będą dodawane regularnie... Choć możliwe, że  tym tygodniu jako zadośćuczynienie wpadnie jeszcze jeden :) 
* Plotkara s.II odc. 20  

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 14. cz1

Zbliżał się wieczór. Słońce chyliło się ku zachodowi. Ptaki szukały swoich gniazd żeby spędzić w nich cichą i spokojną noc. Ruch na ulicy dopiero się zaczynał. Nocne życie rozpoczynało się tu dopiero po zmroku. Uczestniczyli w nim zwykli ludzie, a także wampiry. Bezlitosne kreatury wysysające z innych krew. Na długich, brukowych ulicach malarze porozstawiali swoje sztalugi i liczyli na zarobek. Turyści, którzy nie rozstawali się nigdy ze swoim aparatem teraz też byli widoczni w samym środku miasta. Bourbon Street zostało skąpane zostało w złotym blasku latarni. Właśnie tą ulicą szła szybkim krokiem brunetka średniego wzrostu. Jej oczy błyszczały nadnaturalnym blaskiem. Mężczyźni nie mogli oderwać od niej wzroku. A ta w ogóle tego nie dostrzegała. Była zbyta zajęta układaniem przemowy, w której powie swojemu współlokatorowi jak bardzo go nienawidzi i jak bardzo chce już wracać do domu. Lekki powiew wiatru rozwiał jej długie do pasa, kręcone włosy. Postanowiła je poprawić korzystając z małego, podręcznego lusterka.Gdy tylko je wyjęła zrozumiała, że coś jest nie w porządku. W torebce znajdowało się granatowe pudełeczko z zamszu. Nie miała pojęcia co mogło się w nim znajdować i skąd mogło się wziąć w jej torbie. Postanowiła sprawdzić jego zawartość siadając w pobliskiej restauracji. Wnętrze wydawało się mroczne. Ciemne ściany, czarna podłoga i obrazy przedstawiające martwych ludzi raczej nie były w jej klimacie. Wydawało się jednak, że to miejsce uspokaja. A przecież nie powinno się czuć spokoju właśnie dzisiaj i to w takim lokalu, w którym powiewało grozą. Dziewczyna kierowana ciekawością przysiadła na najbliższym krześle i otworzyła pakunek. Jej oczom ukazał się....
***
Wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Kol z niepokojem krążył po pokoju. Allyssa powinna już dawno tu być. Jace był, a przecież wyszedł z kafejki później od niej. Damon wraz z Rebekhą, Katherine i Elijah udali się do kuchni, żeby porozmawiać. Niklaus siedział przed biurkiem kończąc jakieś swoje bohomazy. Caroline z powagą sprawdzała czy wszystko jest tak jak powinno. Najmłodszy z braci Mikaelson podszedł do stolika na którym stała butelka z Whiskey i już miał sobie napełnić nim szklankę gdy usłyszał dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. W wampirycznym tempie zgasił w pokoju światło i wraz z innymi schował się za kanapą. 
***
Wchodząc do apartamentu dziewczyna stwierdziła, że jest cicho zbyt cicho. Zapaliła światło i odłożyła torbę na podłogę. Weszła do pokoju Kola, ale z przykrością stwierdziła, że go tam nie ma. Musiała z nim poważnie porozmawiać. Poszła do salonu w celu pooglądania jakiegoś nudnego talk show. Gdy tylko przekroczyła próg zza kanapy wyskoczyli : Kol, Klaus, Katherine, Caroline, Elijah, Stefan, Elena, Damon, Rebekah i z wielkim zaskoczeniem dla solenizantki przystojny blondyn, którego spotkała dzisiaj w parku krzycząc " Niespodzianka". Ally zaniemówiła. Jako pierwszy podszedł do niej Kol.
- Wszystkiego najlepszego z okazji 18 urodzin - powiedział jej do ucha.
- Ale ja przecież nie mam dzisiaj urodzin. I co tu robi ten facet którego poznałam dzisiaj w parku? - zapytała szeptem wskazując palcem w róg pokoju.
- Czyli Damon ci nic nie powiedział? - zapytał bardziej sam siebie niż ją. - To twój brat Jace...
CDN....
----------------------------------------------------
No więc tak przepraszam, że dopiero dzisiaj. Chociaż obiecałam wczoraj, ale była u mnie burza... Myślę, że po części wyjaśniłam o co chodzi z tym przystojnym blondynem. Przynajmniej powiedziałam wam kim jest.... Tak jak zwykle 7 kom. = nn :D
Pozdrawiam ;* 

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 13.

Dzień zapowiadał się pogodnie. Ptaszki ćwierkały. Słońce mocno ogrzewało ludzkie twarze. Psy tarzały się w rozkopanej ziemi. Ludzie wędrowali po mieście. I gdzieś tam w tej kolorowej jak nigdy rzeczywistości byli też Kol z Ally w swoim pięknym apartamencie.
  - Ally, błagam Cię ścisz tą muzykę - powiedział wpadając do jej pokoju.
- Ja rozumiem, że masz niewyobrażalny słuch, ale nie przesadzaj - powiedziała spokojnie.
- Może podłączyłabyś słuchawki, co? - rzekł i pokazał jej leżący na łóżku kabel.
- Przepraszam, naprawdę Cię przepraszam.
- Ej, mała nie masz za co przepraszać, a teraz ubieraj się idziemy na spacer.
- Ekhem - chrząknęła.
- Tak? - zapytał z szyderczym uśmiechem,
- Może byś wyszedł?
- Ach tak, wybacz mi zapomniałem - powiedział wychodząc.

Zaraz po jego wyjściu dziewczyna wzięła szybki prysznic. Nałożyła na siebie czarne rurki, białą bokserkę i niebieski sweter. A na nogi włożyła białe (długo uproszone) tenisówki.
Włosy związała w luźnego kłosa. Zrobiła lekki nawet bardzo lekki makijaż. A oczy przykryła ( zresztą tak jak zawsze) swoimi za dużymi okularami. Na ramię zarzuciła czarną torbę.

- Kol, jestem gotowa - krzyknęła, wychodząc z pokoju.
Odpowiedziała jej cisza.
- Kol, gdzie jesteś? - krzyknęła.
Ciągle cisza.
- Kol, to wcale nie jest śmieszne - powiedziała wychodząc.

Ally chodziła po mieście. Oglądała zabytki. Odwiedzała muzea. Karmiła gołębie na rynku. A gdy już była zmęczona zaczęła czytać książkę przy fontannie. Długo jej jednak nie poczytała bo na plecach poczuła krople wody. Szybko się odwróciła żeby sprawdzić co lub kto jest temu winny. Winowajca stał po drugiej stronie małej fontanny i się uśmiechał. Był nim przystojny blondyn. W jego bursztynowych oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Czy mógłbyś przestać? - spytała.
- Przepraszam, ale to jedyny sposób aby odciągnąć Cię od książki.
- Udało Ci się, powiesz mi co chciałeś?
- Zaprosić taką piękną dziewczynę na kawę - powiedział.
- Przykro mi nie piję kawy.
- No to może na herbatę? - zaproponował.
- Herbaty też nie piję - odpowiedziała z przekąsem gładząc książkę po okładce.
- Woda?
- Nie.
- Sok? - zapytał podenerwowany
- Też nie.
- Shake?
- Tym bardziej nie. Nie widzisz jaką mamy pogodę? - wzniosła oczy do nieba gestykulując swoją odpowiedź.
- Widzę - odpowiedział i usiadł koło niej.
- Nie dasz mi dzisiaj spokoju prawda? - spytała.
- Prawda - odpowiedział zadowolony z siebie.
- No, więc chodźmy - powiedziała wstając.

   ~ Kawiarnia ~

Ally wraz ze swoim towarzyszem usiadła przy stoliku z widokiem na park. Rozmawiali o wszystkim jakby znali się od dawna. Rozmowę przerwała im jednak kelnerka, która przyszła złożyć zamówienie.
- Co podać? - zapytała wpatrując się cały czas w przystojnego blondyna.
- Ja poproszę kawę z mlekiem - powiedziała niepewnie Ally.
- A ty? - zapytała kelnerka.
- To samo - odpowiedział bursztynowo oki.
- Coś jeszcze? zapytała Polly.
- Nie już wszystko dziękujemy - powiedzieli wspólnie po czym zaczęli się śmiać.
- Mówiłaś, że nie pijesz kawy.
- Kłamałam - zaśmiała się.
  30 minut później...
- Przykro mi muszę już iść - powiedziała wstając.
- Odprowadzę Cię - zaproponował.
- Nie trzeba mam blisko - powiedziała.
- Powiesz mi jak masz na imię? - krzyknął pytająco gdy ta była już przy drzwiach.
- Może kiedyś - krzyknęła w odpowiedzi  i wyszła.
----------------------------------------------------
Wiem, że rozdział bardzo, ale to bardzo krótki... Nie martwcie się jednak, bo nn pojawi się już w niedzielę. Obiecuję ;D.. Jesteście ciekawi kto jest tym przystojniakiem. Pewnie tak, ale ja wam nic nie powiem xd

PS. Jak pewnie zauważyliście nie mam tu Archiwum. Linki do rozdziałów są w zakładce "Rozdziały".

środa, 31 lipca 2013

Wróciłam.. :)

No to co oficjalnie informuję, że wróciłam z wakacji...
Już tęsknię za Sunny Beach. Ale cóż było, minęło.
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego, że niedługo pojawi się kolejny rozdział. 
Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo brakowało mi pisania ;) 
Kocham was!!! <3
                              Pozdrawiam ;*

PS. Rozdział powinien pojawić się do niedzieli, ale jeśli tak się nie stanie to przepraszam...
Troszkę wtedy poczekacie :D

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 12.

Kol z Ally jechali już jakieś dobre dwie godziny. Droga upłynęła w ciszy. Żadna ze stron nie chciała się poddać. Za oknami było widać szczęśliwych, zakochanych w sobie ludzi. Co prawda ludzkie życie jest kruche, ale ma w sobie to coś za czym pierwotny tęsknił. Tą niepewność. Niepewność polegającą na tym, że nie wiadomo kto kiedy zejdzie z tego świata. I to właśnie było piękne. Może piękna nie była sama śmierć. Sam z własnego doświadczenia wiedział, że to bolesne. Jednak to czekanie. Pamiętał jak sam kiedyś czekał. Czekał gdy jeszcze był człowiekiem. Myślał, że po drugiej stronie czeka go coś lepszego. Teraz już nie miał na to szans. Dla niego druga strona oznaczała ból i cierpienie.

     - Odezwiesz się w końcu? - zapytał zdenerwowany.
Odpowiedziała mu tylko głucha cisza.
- W takim razie muszę wyciągnąć silniejsze działa- powiedział sam do siebie i podgłośnił muzykę.
- Czy mógłbyś to ściszyć?- zapytała wścieka Ally.
- O jednak nie zapomniałaś języka z domu, jak miło - powiedział zadowolony z tego, że wygrał.
- Przestań się wygłupiać i zawróć -powiedziała.
- Nie, nie kochana na pewno nie.
- Ale ja nie mogę nigdzie jechać? Nie rozumiesz? Nie mam ubrań, książek i innych potrzebnych rzeczy.
- Więc dlatego za 50 km odwiedzimy centrum handlowe. Nie rozumiem tylko po co Ci książki.
- Nigdzie nie wjedziemy bo nie mam pieniędzy, a książki są po to żeby je czytać. Mam nadzieję, że potrafisz czytać. Bo potrafisz prawda? - spytała zadowolona z siebie.
- Tak potrafię czytać. A w kwestii pieniędzy się nie martw ja mam ich od groma.
- Nie będziesz za mnie płacił, rozumiesz? - spytała.
- Może tak, może nie - powiedział zaczepnie.


~ 30 minut później~

- Kochanie o ceny się nie martw - powiedział pierwotny - nawet jeśli nie będzie mnie stać to sobie poradzimy - uśmiechnął się - a teraz musisz podać mi swoje wymiary.
- Nic Ci nie będę podawała - odpowiedziała.
- Ok, jak tam chcesz poradzę sobie sam tak jak zawsze zresztą. Unieś tylko nogę do góry - powiedział.
Dziewczyna zrobiła tak jak kazał.
- Po co to było?
- Sprawdzałem ile jesteś w stanie ustać na jednej nodze. Spotkajmy się tu za jakieś 2 - 3 godziny. Kupuj co Ci się tylko spodoba. Wyrażam nawet zgodę na to abyś poszła do księgarni, ale proszę nie siedź tam za długo.
- Och jakiś ty łaskawy, a ty gdzie idziesz? - spytała.
- Muszę coś załatwić - powiedział i odszedł.
Ally nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Co prawda pochodziła po kilku sklepach kupiła parę rzeczy. Były to głównie szare swetry, jeansy i tenisówki. Nie chciała nadwyrężać budżetu Kola, więc wzięła wszystko z najtańszej półki. Co prawda Pierwotny mówił, że nie ma się przejmować ceną. Ta jednak czuła się niezręcznie wydając cudze pieniądze. Kolowi w zakupach szło dużo lepiej. Wszedł chyba do każdego sklepu od obuwniczego kończąc na sklepie z damską bielizną. Wszedł nawet do księgarni kupując tam prezent dla jego "kochanej" przyjaciółki.

  ~ 2,5 godziny później ~

Ally siedziała na ławce i czekała na Kola. Ten jednak nie próżnował i zdążył się nawet pożywić i
zahipnotyzować kilka osób ponieważ sam nie mógł unieść wszystkich zakupionych drobiazgów.
Sam wziął jednak tylko małe pudełeczko z naszyjnikiem i książkę, a resztę kazał zawieść do pokoju hotelowego, który załatwił telefonicznie.
- To co wybrałaś coś? - zapytał.
- Coś tam mam - powiedziała niechętnie - a ty kupiłeś to co chciałeś? - spytała.
- Tak, zdecydowanie tak - odpowiedział po czym wręczył jej pudełeczko - Proszę to dla ciebie.
- Ja nie mogę tego przyjąć.
- Jeszcze tego nie otworzyłaś, a już mówisz, że nie możesz tego wziąć, proszę Cię chociaż otwórz bo wybierałem to prawie z godzinę.
- No dobrze już dobrze - powiedziała i się uśmiechnęła.
Gdy tylko otworzyła jej oczom ukazał się naszyjnik, a raczej medalik z białego złota.
- Dziękuję, naprawdę Ci dziękuję - powiedziała, rzuciła mu się na szyję i wybuchnęła płaczem.
- No już kochanie jestem przy Tobie nie musisz płakać - powiedział czule.
- To ze szczęścia - powiedziała łkając - tylko czemu medalik? Dla mnie nie ma już nadziei powiedziała.
- Mylisz się słońce, nadziei nie ma dla mnie ty na pewno trafisz do lepszego świata. Wiem jednak, że trudno mi będzie się z tym pogodzić. To co  jedziemy już do hotelu czy chcesz jeszcze gdzieś iść? - zapytał z troską.
- Naprawdę padam z nóg wracajmy.
- Jak padasz z nóg.. - nie dokończył bo wziął ją na ręce i skierował się w stronę wyjścia.

~ Trochę później ~

Kol zamiast wziąć samochód całą drogę do hotelu przeszedł pieszo z Allyssą na rękach. Ta protestowała chciała zejść, lecz ten jej nie pozwalał. Na jego twarzy po 1000 lat pojawił się szczery uśmiech. Spowodowała go Ally. Cicha, grzeczna dziewczynka, która załapała kontakt z groźnym i niebezpiecznym wampirem. Tylko czy aby na pewno takie historie zdarzają się w życiu realnym? Chyba tak. Skoro im się coś takiego przytrafiło gdy byli w życiowym dołku.

   
~ Hotel~

- Kol proszę Cię postaw mnie już na ziemię - powiedziała nagląco.
- Nie wydaje mi się - powiedział.
- Ale Kol ja Cię naprawdę bardzo proszę. Ludzie w recepcji już patrzyli się na nas jak na nowożeńców, a ty chcesz mnie jeszcze przenieść przez próg - powiedziała.
- Kochanie nie postawię Cię na ziemię, bo jeśli to zrobię to oberwę, a tak masz teraz gorszy dostęp, rozumiesz?
- Czemu miałabym Cię bić? - spytała.
- Zobaczysz - powiedział, otworzył drzwi do pokoju i wszedł.
Cały hotelowy pokój zapełniony był: torbami, pudełkami, koszami, reklamówkami.
- Co to wszystko ma znaczyć, pomyliliśmy pokoje?
- Nie skarbie nie pomyliliśmy, a to wszystko co tu jest od teraz należy do Ciebie, więc teraz proszę po przymierzaj, pooglądaj tylko mnie nie bij.
Przez następne kilka godzin Allyssa przymierzała ubrania, buty, biżuterię i dodatki. Kol kupił jej dosłownie wszystko. Zadbał nawet o bieliznę. Z tego powodu chyba raczej nie była zadowolona. No, ale cóż ona o niej zapomniała, a coś musi nosić. Dostała od niego kilkanaście sukienek. Każda w innym kolorze, wzorze, wykonana z innego materiału. Zwariować można. Dostała też kilkadziesiąt bluzek. Większość na jej gust była zbyt wyzywająca, lecz niektóre były po prostu prześliczne. Jeansy, sweterki, kapelusze, paski, marynarki, kurtki, płaszcze, torebki - wszystko to było chyba w każdym kolorze tęczy. Zdziwiło ją tylko jedno. Czemu choć jedna para butów nie mogła być na płaskiej podeszwie. Każda miała gigantyczny obcas. Problem polegał w tym, że ona w takich butach chodzić najzwyczajniej w świecie nie potrafiła.
- Kol to wszystko jest prześliczne. Jak tylko wrócimy do domu to oddam Ci za to pieniądze tylko proszę Cię oddaj wszystkie te buty z powrotem do sklepu, ok?
- Nie będziesz oddawała mi żadnych pieniędzy zrozumiałaś? Cieszę się, że wszystko Ci się podoba. Powiedz mi lepiej czemu mam oddać te buty do sklepu?  - zapytał.
- Bo ja nie potrafię w nich chodzić - powiedziała cichuteńko.
- Przykro mi nie słyszałem - odparł.
- Bo ja nie potrafię w nich chodzić, ok? - krzyknęła.
- No już nie wściekaj się tak. Rozumiem, że to dla ciebie coś nowego, ale nawet na szpilkach można się nauczyć chodzić.
- Powiesz mi gdzie mam swój pokój?- zapytała zła.
- Idź do łazienki, otwórz tam drzwi, naciśnij na mydelniczkę.
- I co trafię do tajnej bazy FBI?- zaśmiała się.
- Do FBI to raczej nie, ale z pewnością wybierzesz sobie tam jakiś pokój.
- Jak przez ciebie wyjdę na idiotkę to zabiję, rozumiesz?
- Tak, tak rozumiem - powiedział i położył się na łóżku.
Ally poszła do łazienki wykonała instrukcje Pierwotnego i tak jak mówił ściana się rozsunęła.
Za nią było chyba 5 pokoi. Dziewczyna myślała skąd on mógł wiedzieć coś takiego. Bo nawet jeśli miałby użyć hipnozy musiał wiedzieć o projekcie czy czymś tam.
-  Pokój beżowy - krzyknęła.
- Wiedziałem, że go wybierzesz - powiedział tuż za jej plecami.
- To co przeniosę tu wszystkie twoje rzeczy i pójdziemy na drinka?
- Nie piję - odpowiedziała.
- Nie pije, nie pali, nie znosi zakupów, kobieta idealna - mówił pod nosem.
- Nie chciałabyś zostać moją żoną - zaśmiał się.
- Zamiast na drinka możemy pójść na kolację - zaproponowała.
- W takim razie ubierz coś ładnego. No i koniecznie jakieś szpilki.
- Przecież ja nie potrafię w nich chodzić. Nie zrobię z siebie pośmiewiska.
- Skarbie zaraz na szpilkach będziesz zdobywała Mount Everest - zaśmiał się.
Co on planował - myślała Ally.

   ~ 30 min później~

  - To co jesteś już gotowa? - zapytał wchodząc do jej pokoju.
- Tak, lecz następnym razem pukaj ok?
- No dobrze, spójrz mi w oczy.
- Ok, zahipnotyzujesz mnie żebym znała techniki chodzenia na szpilkach, prawda?
- Tak, jednak gdy wrócimy do domu od hipnotyzuję Cię i będziesz się uczyć ok? W końcu muszę się z czegoś pośmiać.
- Świnia, no ale niech ci będzie.
-----------------------------------------------------------------------------
No to co wstawiłam. Mam nadzieję, że się spodoba. 7kom = nn. Teraz pewnie zrobię sobie dwutygodniową przerwę. W następnym tyg. wyjeżdżam do Bułgarii, więc nie będzie ze mną żadnego kontaktu. No cóż trudno. Pozdrawiam was :*


piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11.

Kol po całonocnej libacji alkoholowej wraz z Damonem "wytrzeźwiał" dopiero około południa. Nie wiedział co z sobą zrobić, więc wziął długą kąpiel. Miało mu to pomóc w leczeniu kaca.  Po ok. 2 godzinnym leżeniu w wannie poszedł do kuchni zjeść śniadanie. Żałował, że nie może żywić się jak na wampira przystało. Co prawda zrobił to kilka razy. Na razie musiał jednak przystopować inaczej podejrzenie padłoby od razu na niego. Zastanawiał się nad tym czy by nie porwać Allyssy do Nowego Orleanu. Poznałaby tam kolejnych Pierwotnych i może w końcu przyznała się skąd o nich wie, bo raczej nie od ojca. To mogłoby być ciekawe przeżycie. I dla niej i dla mnie. To może się udać - myślał dalej. Ale jak to zrobić, żeby ona o niczym nie wiedziała. Przecież po wczorajszym znowu jest na niego obrażona. Tak jak zawsze nie wiedział o co. Ale to nic jakoś sobie z nią poradzi przecież nie takie rzeczy się w życiu robiło.

~ Pod domem Ally 4 godz. później ~

- Ally pakuj się wyjeżdżamy - krzyknął Kol wchodząc do jej domu.
- Jak ty się tu dostałeś? - krzyczała oburzona.
- Nie pamiętasz, może Cię zawieść do lekarza? - zapytał.
- Ostatnio miałam dużo na głowie i to przez ciebie, więc powiesz mi w końcu jak tu wszedłeś, czyżby Damon? - spytała.
- Nie to nie Damon - powiedział wchodząc na górę.
- Więc?
- Zaprosiłaś mnie ostatnio na mleko i ciasteczka, pamiętasz?
- Ja ciebie? Nie sądzę, powiedz mi lepiej co mi zrobiłeś.
- Zupełnie nic, mówiłem Ci, że chcę przyjaźni, a jak mi się zdaję ta nie powinna być wymuszona.
- I masz rację, patrz tobie też się to zdarza - powiedziała zaczepnie.
- Czy mogłabyś się już zacząć pakować? Nie mamy całego dnia - powiedział i rozsiadł się na łóżku.
- Ehemm - odchrząknęła - czy ktoś Ci pozwolił? I ja nigdzie się nie wybieram nie mogę zostawić.... - nie skończyła.
- Czego? Prawda jest taka, że oprócz Damona nie masz tu nikogo, a ten teraz zajęty jest Rebekah.
- Zawsze musisz być taki?
- Jaki? - odpowiedział.
- No taki.. - znów nie dokończyła.
- Szczery? Kochanie zawsze taki byłem, a jeśli się zaraz nie zaczniesz pakować to ja to zrobię.
- Nie jestem żadnym twoim kochaniem, zapomnia....?
Urwała bo właśnie w tej chwili Kol wziął ją na ręce i wyniósł z pokoju.
- Co ty robisz? - krzyczała.
- Ja? - zapytał rozbawiony.
- Tak ty.
- Ja tylko zabieram Cię z sobą na małą wycieczkę.
- Jeśli tylko przestąpisz próg tego domu obiecuję, że już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę - zagroziła.

No to chyba czeka mnie bardzo męcząca podróż - myślał Kol w duchu. Może chociaż Caroline złapie z nią wspólny język, bo inaczej... bo inaczej tego nie przeżyję i nie jest to przenośnia. Chociaż jakby brać pod uwagę to, że jestem praktycznie niezniszczalny to nie jest, aż tak źle. Zawsze mogę użyć perswazji. Ale czy to zadziała w przypadku Ally bez jakiejkolwiek magii, czy czegoś tam. I jak do jasnej cholery wampiry mogą się rozmnażać? Dobra nic z tego nie rozumiem. Prawie tak jak zawsze. Przyznaję się bez bicia. Mówi się trudno. Szkoda tylko, że moje kontakty przyjacielskie są tak ograniczone. Ok może nie są, ale ja i tak sądzę, że są. Ach ci przyjaciele, których tak praktycznie nie ma. To jest już dołujące - pomyślał na koniec po czym pogłośnił radio.

Idiota, głupek, sukinsyn, małpa, debil, jeszcze większy idiota... - takie myśli kłębiły się w mądrej główce piękności siedzącej cicho na siedzeniu obok "złego" Pierwotnego.

Chociaż jakby się bliżej przyjrzeć to nie jest, aż taki zły - pomyślała jednak szybko odgoniła te myśli. Co prawda miała silne blokady umysłu i na pewno bez jej wiedzy nie znalazłby się w środku jej "głowy", ale cóż "Przezorny zawsze ubezpieczony" chyba tak to mówią. Zastanawiała się nad jego działaniami jeszcze chwilę jednak chwilę później zasnęła. Spała jednak tylko kilka minut bo śnił jej się koszmar. Podobny do tego z dnia w którym jej matka zginęła, z dnia w którym została przemieniona, i z nocy poprzedzającej pierwsze spotkanie z Kolem. Groźnym, nieobliczalnym Pierwotnym dupkiem. Koszmar zawsze wyglądał mniej więcej tak.
Mała dziewczynka wchodząca do ciemnego, wielkiego pokoju. Na samym jego środku stoi długi, drewniany stół. Najprawdopodobniej zrobiony z białego dębu.  W okół niego poustawianych jest 12 krzeseł. Po jednym dla każdego członka rady. Masywne krzesła obite w skórę. Ludzką skórę. W kącie wisi jedna malutka lampa. Nie daje ona zbyt dużo światła. Po przestąpieniu progu przez małą brunetkę drzwi w drugim, bardzo odległym końcu pokoju powoli się otwierają. Wychodzi z nich mroczna, zakapturzona postać. W ręku trzyma długi nóż z ostrym jak brzytwa ostrzem.  Zapewne potrzebnym do złożenie ofiary. Ale z czego? Przecież niczego, ani nikogo oprócz małego dziecka tam nie ma . Jego oczy świecą czerwienią. Mężczyzna podchodzi do stołu. Staje dokładnie po środku. I właśnie w ten środek wbija swe narzędzie. Gdy je wyciąga jest całe we krwi...
I właśnie w tym momencie sen się urywa. Zawsze się urywał. Nie było sposobu żeby przejść dalej. Żeby zobaczyć co się stanie potem.  Żeby skojarzyć pomieszczenie i tajemniczego człowieka. Żeby wiedzieć cokolwiek. Chociaż najmniejszą rzecz. Nie ma nic. Nigdy. Nie ma nic innego niż niewyobrażalny strach. Strach przed śmiercią. Nigdy nie wiadomo kto ma umrzeć. W jakich okolicznościach. Gdzie i kiedy. Nikt nie wie nic oprócz tego, że ktoś  zostanie skazany na śmierć. Zazwyczaj bezsensowną. Bo w jakim celu ktokolwiek kto miałby choć odrobinę ludzkich uczuć miałby pozbawić kogoś życia? Nie to nie jest normalne. Gdy Ally o tym rozmyślała z jej oczu popłynęły łzy. Przetarła je szybko dłonią. Nie może dawać Mikaelsonowi żadnych powodów do dbania o nią. Ponownie przymknęła oczy. Gdy to zrobiła ukazał jej się piękny obraz. Niepowtarzalne, ostatnie miłe wspomnienie.
Dwudziestokilkuletnia kobieta siedziała na kocu na łące w samym środku lasu. Obserwowała ona z rozmarzeniem piękne, błękitne niebo. Nagle podbiegła do niej mała dziewczynka z brązową burzą włosów. Przytuliła się mocno. W małej rączce trzymała bukiet polnych kwiatów.
- To dla ciebie, od taty - powiedziała.
- Dziękuję kochanie - powiedziała i pocałowała córeczkę w czubek głowy. 
- Chodź za mną - pociągnęła matkę za rękę. 
Chwilę później obie damy znalazły się obok małego, drewnianego domku nad jeziorem. Na jego schodach siedział przystojny brunet. Gdy usłyszał szmer podniósł głowę i widać było jego niebieskie jak ocean oczy. Ujrzawszy piękne panie mężczyzna zniknął w głębi domu. Wyszedł z niego kilka sekund później. W rękach trzymał wiklinowy koszyk. Na jego rączce przywiązana była wielka czerwona kokarda. A w środku widać było lekko wychyloną jasną główkę.
- To szczeniaczek - powiedziała półszeptem dziewczynka do mamy.
- Chodź pójdziemy sprawdzić co tam ten twój tata knuje. 
Kilka minut później obie kobiety stały już przy uśmiechniętym panu. Mniejsza trzymała w rączkach pulchnego pieska. Starsza natomiast powiedziała bezgłośnie
- Dziękuje za najlepsze urodziny w moim życiu..
Tak to było piękne. I od razu na twarzy Allyssy zagościł uśmiech. 
-----------------------------------------------------------------------
No więc tak rozdział pierwotnie był krótszy, ale postanowiłam dodać odczucia bohaterów. Możliwe, że właśnie tym go popsułam, ale nie ważne. Przepraszam bardzo, że nie wstawiłam rozdziału zaraz po 3 komentarzach, ale byłam u kuzynki i słaby dostęp do neta (niewarte wzmianki). To co stwierdziłam jednak, że rozdziały będą dodawane po 5 kom. jeśli nie macie nic przeciwko (można komentować z anonima). Mam nadzieję, że nie ma błędów. Nawet  nie sprawdzałam bo chciałam się szybko z tym uporać.To do napisania :*

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 10.

Dzień jak co dzień. Słońce świeciło swym jasnym blaskiem. Ludzie na ulicach Mystic Falls zachowywali się zwyczajnie. Nikt już nie pamiętał jak to było kiedyś. No bo zresztą jak mieli by pamiętać skoro pierwotni wymazali im pamięć. Wampiry - nikt już w nie, nie wierzył. One jednak nadal krążyły wśród zwykłych śmiertelników.

Kol poszedł na zajęcia. Nie mógł sobie pozwolić na jeszcze kilka dni nieobecności. Nikt kto go znał nie mógł uwierzyć w to, że mężczyzna który prowadzi tak rozrywkowy tryb życia jest nauczycielem.
On jednak to uwielbiał. Uwielbiał, bo mógł przypomnieć sobie czasy dzieciństwa i młodości na etapie której się zatrzymał. Gdzieś w głębi jego duszy tkwił żal, że nigdy się nie zestarzeje, nie założy rodziny i nie będzie tak po prostu najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Szybko jednak zaćmił to uczucie. Musiał się skupić na czymś przyziemnym. Lecz co dla takiego osobnika jak on było przyziemne? Nic. Dlatego zaczął myśleć o oczach w kolorze szmaragdu. Nagle zadzwonił dzwonek wzywający uczniów do klas. Szczerze mówiąc mógł się spóźnić. Co by się stało? Miał dziś mówić o latach 20. XX w. Nie lubił tych czasów. A kto by je lubił gdyby w tamtym okresie siedział, a raczej leżał zasztyletowany w trumnie. 
- Otwórzcie podręczniki na stronie 69 - powiedział sprawdzając obecność.
W klasie zapanował śmiech.
- Z czego wy się tak.... a już wiem - przekręcił oczami - w takim razie otwórzcie podręczniki na stronie  70 ok?
- Tak panie profesorzeee - uczniowie odpowiedzieli chórem.
Tak własnie wygląda uczenie 6 klasistów - pomyślał. Jednak w jego sercu zrodziła się.. duma? Chyba tak to można nazwać. Był dumny z tego, że bez używania hipnozy ktoś chciał go słuchać.

~ Kilka godzin później Mystic Grill

- O proszę kto tu zawitał panienka Salvatore jak miło - powiedział Kol z przesadnym uśmiechem.
- Jak się dowiedziałeś? - powiedziała przestraszona.
- Wiesz takie rzeczy się zdarzają jak ojcowie nocują w łóżkach młodszych sióstr chłopców tak porządnych jak ja.
- To niemożliwe, miał iść tylko na cmentarz...
Przerwał jej Kol. - Ale wylądował w łóżku Rebekhy.
- Ale ja myślałam, że on naprawdę kochał moją matkę - powiedziała ze łzami w oczach.
- No skarbie nie załamuj się tak, twoja matka i tak nie żyje.
- Jesteś okropny, jak w ogóle możesz mówić takie rzeczy - powiedziała z obrzydzeniem i wyszła z baru.
Gdy tylko Ally opuściła Grill do baru dosiadł się Damon.
- Wiesz, że rozmawiając z kobietami o takim charakterze lepiej nie być pijanym, prawda? - spytał.
- Ja wcale nie jestem pij...
- Pijany - przerwał mu Salvatore - każdy tak mówi, ja sam tak mówiłem do wczoraj. Przyszedłem ci podziękować.
- Mi podziękować, za co? - spytał zaciekawiony Mikaelson.
- Za to, że wczoraj ukazałeś mi, że nie interesuje mnie nic innego jak alkohol. Przez te wszystkie lata Allyssa mnie potrzebowała. Ona przecież też straciła kogoś ważnego w swoim życiu. Ja jednak byłem zbyt zajęty swoim smutkiem i teraz muszę to... - nie dokończył bo przerwał mu Pierwotny.
- Naprawić? Na to już jest za późno. Nie rozumiesz tego? - spytał.
- Nigdy nie jest za późno, nie w naszym przypadku - zaśmiał się wampir. 
- Lepiej późno niż wcale? Tak to szło prawda?- spytał Kol.
- Tak właśnie tak - odparł młodszy.
- To czego się napijesz - zapytał.
- Bourbona - odpowiedział bez zastanowienia.
- W takim razie 2 butelki Bourbona - zawołał Mikaelson do barmana.
- Oto pańskie zamówienie - powiedział "woreczek krwi".
- Opowiedz mi o niej - powiedział.
- O kim? - spytał zaciekawiony Damon.
- No jak to o kim, o twojej żonie.
- Ona nigdy nie była moją żoną, nigdy nie mieliśmy czasu na ślub, zawsze odkładaliśmy go na potem, potem jednak nie przyszło.
- Ok, no to opowiedz mi o Elenie jak się zmieniła?
- Kol, Kol najpierw chcesz wiedzieć o mojej żonie teraz o Elenie decyduj się.
- To Elka nie jest matką Allyssy?
- No nie.. Gilbertówna wybrała Stefana.
- No to kto był tą twoją narzeczoną? - nie potrafił ukryć ciekawości Mikaelson.
- Rose. To Rose była tą jedyną.
- Rose umarła przecież już dawno temu przez ugryzienie wilkołaka.
- No tak, ale później przywrócił ją Silais zresztą wiesz coś o tym.
- No dobra, a co było potem?
- Potem złapał ją jakiś fanatyk, torturował i po około roku przysłał jej poćwiartowane ciało w paczce i napisał jakiś głupi list chyba mam go jeszcze gdzieś w domu. Ciekawi mnie jedno dlaczego mnie o to pytasz? Bawisz się w Sherlocka Holmesa?
- W pewnym sensie - odparł zadowolony -.. i bardzo mi przykro - to powiedział już normalnie.
- A tak naprawdę?- zapytał Damon.
- Tak naprawdę to chciałem zobaczyć po kim Ally ma charakter.
- I co wywnioskowałeś - zapytał wampir.
- Że charakterek to ona ma po matce - powiedział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
No to co już wiecie kto jest matką Ally. Jak na razie nie żyje, ale jeśli chcecie to mogę ją włączyć do opowiadania. Denerwuje mnie fakt, że jest tak dużo dziennych wyświetleń(nawet w snach o tylu nie śniłam), a nikt tego nie komentuje.  Także przynajmniej 3 komentów żeby był kolejny rozdział. :D Pozdrawiam i do napisania  :*

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 9

Ach tylko jedna osoba zgadła.... To co powiem... A zresztą sami zobaczycie
-------------------------------------------------------------------------------
Kol nie mógł się powstrzymać i "poszedł" za dziewczyną. Ta jednak usłyszała stukot, zatrzymała się, odwróciła i powiedziała:
- Teraz to chyba jednak muszę Cię zabić.
- Mnie dlaczego? - spytał rozbawiony.
-Mówiłam Ci, że nie masz za mną iść.
- Ale ja nie szedłem tylko skakałem - wytłumaczył się. - O skakaniu nie było mowy.
- Mikaelson odpuść.
- Odpuścić co? - powiedział zaskoczony.
- To się nie uda - powiedziała po chwili wahania.
- Ale co? - zapytał.
- Nasza przyjaźń - odpowiedziała.
- Czemu od razu zakładasz, że coś nie ma prawa się udać - zapytał zły i zażenowany.
- Moja pesymistyczna natura.
- To chyba trzeba ją troszeczkę odmienić.

Po ok. 15 minutach ciągłego przekomarzania znaleźli się pod domem Ally.
- To co wejdziesz na... - powiedziała.
-  Mleko i ciasteczka - dokończył za nią.
- Tak właśnie.
- Przykro mi nie dzisiaj obiecałem spędzić trochę czasu z siostrą - odparł ze smutkiem.
- No cóż trudno - zakończyła machnięciem ręki.
Podeszła do niego pocałowała w policzek i powiedziała:
- Dziękuje.
- Zawsze do usług krzyknął - ponieważ ta już siedziała w domu.

Po powrocie do domu Pierwotny zastał swoją jedyną i niepowtarzalną siostrę zabawiającą się z jakimś mężczyzną. Dopiero po chwili rozpoznał w nim swojego wrogo - przyjaciela Damona Salvatore.
- Rebekho ja jestem wyrozumiałym facetem, ale masz tu swój pokój więc następnym razem nie rób tego w salonie. Cześć Damon co tam u ciebie?
- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać Kol - powiedział starszy Salvatore.
- Nie takie rzeczy się widziało - zaśmiał się Mikaelson.
- Miałeś wrócić później. Czyli nie wyszło Ci z tą no właśnie jak jej tam? - spytała blondynka.
- Ally - rozmarzył się.
- Zaraz, zaraz jak to Ally? - spytał zaciekawiony wampir.
- No normalnie Allyssa nazwiska nie znam, nie powiedziała mi - powiedział ze smutkiem.
- Salvatore - odpowiedział.
- Jak to Salvatore? - zapytał Kol.
- Ona jest moją córką debilu - odparł Damon.
- Nic nie mówiłeś, że masz córkę - powiedziała wściekła Rebekah.
- Kochanie wyluzuj ona jest dorosła i wie co ma robić.
- Czyli nie zauważyłeś, że jest smutna i samotna - spytałem się go prosto w twarz.
- Allyssa samotna? Przecież co rusz gdzieś wychodzi, nigdy jej w domu nie ma - wytłumaczył się wampir.
- To oznaka, że jesteś zbyt pijany - powiedział wściekły Kol i udał się do swojego pokoju.
Na dole toczyła się kłótnia między Damonem i Rebekhą. Wkrótce jednak ustała i było słychać spazmy rozkoszy.

Pierwotny siedząc w swoim pokoju rozmyślał o tym dlaczego dziewczyna nie wyznała mu, że jest córką Damona Salvatore. Może się wstydziła, że ma takiego ojca. On jednak miał gorszego. I nie było co tego ukrywać.  
--------------------------------------------------------------------------------
Dzisiejszego dnia mam dość. Konkurs, wizyta kuzynki i ten upał, aż nic się nie chce... Stwierdziłam jednak, że dotrzymam słowa i wstawię wam ten rozdział. Informuję, że na moim drugim blogu pojawił się długo wyczekiwany 8 rozdział. Zapraszam i do napisania :*   

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 8.

Po kilku godzinnych poszukiwaniach Kol znalazł Allyssę pod jakimś drzewem. Dziewczyna była zziębnięta i co rusz ocierała lecące słone łzy. Pierwotny przez kilka minut obserwował Ally zza drzewa. Chwilę później ta zaczęła się strasznie trząść, więc podszedł do niej i bez dalszych ceregieli przytulił. Ta chciała go odepchnąć, wyrwać z jego uścisku. On jednak trzymał mocno i tym sposobem wygrał ich małą potyczkę.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała łkając.
- Nic, kompletnie nic - powiedział spokojnie jak do dziecka.
- To czemu tu jesteś? - spytała jeszcze raz popłakując.
- Bo mi na tobie zależy - powiedział po chwili - a po za tym chciałem przeprosić, dokładnie nie wiem za co bo tego mi nie powiedziałaś, ale przepraszam po raz pierwszy w życiu, więc mam nadzieję, że wybaczysz mi to co zrobiłem.
Nastała kłopotliwa cisza, którą przerwała właśnie Ally.
- Nie to ja przepraszam.
- Ty za co? - spytał zdziwiony.
- Za to, że obrażałam się bez powodu.
- Przestań, jakiś powód musiał być - powiedział.
- No dobrze, wściekałam się jak mówiłeś do mnie Allyssa - wyznała.
- Dlaczego? Przecież to takie piękne imię - odpowiedział.
- Wiem, wybierała je moja matka, i po jej śmierci nikt już tak do mnie nie mówił - powiedziała ze smutkiem.
- Przykro mi - widać było, że mówił prawdę.
- No dobrze, ale już dość o mnie powiedz mi coś o sobie i wypuść ze swoich wielkich ramion - zaśmiała się.
- Nie, nie wypuszczę Cię.
- Dlaczego? - spytała i zrobiła maślane oczy.
- Bo będzie Ci zimno, a te twoje oczy i tak nic nie dadzą. Kochana żyję na tym świecie zbyt długo, żeby nabrać się na tą dziecinną sztuczkę - zażartował.
- No niech Ci będzie - powiedziała z pogardą - a teraz powiedz coś o sobie - ponagliła.
- Hmm... Jestem Pierwotnym, mam trzech braci i jeszcze siostrę, którą już zdążyłaś poznać, przeleżałem stulecie w trumnie, umarłem jednak teraz znów mogę się cieszyć moim nieśmiertelnym życiem - zaśmiał się - to wszystko chyba wiedziałaś.
- Czyli ta dziewczyna, która otworzyła mi drzwi to twoja siostra? - spytała zażenowana.
- Tak przyjechała na weekend.
- Zrobiłam z siebie idiotkę - wykrzyczała - i to wszystko twoja wina.
- Moja niby czemu? - też krzyczał.
- No dobra uspokój się, takie osoby jak ja też żartują - zaśmiała się.
- Zapamiętam na przyszłość, to co odprowadzić Cię do domu czy chcesz tu jeszcze chwilę zostać? - spytał.
- Ja wracam do domu, sama jak chcesz to jeszcze zostań i przyrzekam jak zobaczę jak idziesz za mną to zabiję. Rozumiemy się? - spytała.
- Tak..
Ally wyślizgnęła się z ramion Pierwotnego i pobiegła w stronę domu.
---------------------------------------------------------------------------------
Tararam... Jak tam dużo macie do poprawy? Ja się chwalić nie będę, ale w tym roku nie mam nic. Jak miło tak żyć xd. Jeszcze dzisiaj powinna pojawić się ankieta. Sądzicie, że kto jest ojcem Ally?Pamiętacie w prologu napisałam, że to romantyk. Jeśli nie to wam przypominam. Życzę miłego tygodnia i do środy. Jest szansa spotkać się jeszcze w niedzielę bo wracam na mojego drugiego bloga.

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 7.

Rebekah zaciągnęła mnie siłą do domu. Inaczej pewnie uprawiałbym czysty sex bez zobowiązań w kabinie łazienki należącej do Mystic Grilla. Krew dziewczyny, której nadałem lepsze życie była słodka jak czekolada z nadzieniem truskawkowym. Jednak gdy raczyłem się posiłkiem zamiast pięknej twarzy rudowłosej dziewczyny wyobrażałem sobie Ally. Ciekawy jestem jaką słodką krew musiałaby mieć. Jednak zapewne nigdy się tego nie dowiem. Nie zamierzam jej skrzywdzić. Widzę w niej przyjaciela, którego nigdy nie miałem i tak ma zostać - te słowa przez całą noc krażyły młodemu Mikaelsonowi po głowie.

  
Ally znowu było ciężko odnaleźć w szarej rzeczywistości. Kol wdarł się siłą do jej życia zaledwie kilka dni temu, a ta już za nim tęskniła. Pierwotny nadawał sens jej życiu. Allyssa czuła się bez niego pusta, smutna i bezwartościowa. Dlatego postanowiła wybrać się do niego i wszystko wyjaśnić. Na jej szczęście lub nieszczęście otworzyła piękna blond włosa dziewczyna. Gdy tylko brunetka ją zobaczyła zaczęła płakać i pobiegła w kierunku lasu.

  Kol jak tylko usłyszał czyjś płacz od razu zszedł na dół.
- Co się stało? - spytał siostry.
- A cześć Kol, tak właściwie to nic - odpowiedziała wampirzyca.
- Słyszałem płacz, powiedz mi, że nikogo nie zabiłaś, znasz zasady - powiedział zdenerwowany.
- Tak znam, nie jestem aż tak głupia - powiedziała szybko.
- No, więc co się stało - spytał ponownie.
- Zadzwonił dzwonek no to poszłam otworzyć drzwi, otworzyłam i w drzwiach stała jakaś dziewczyna gdy mnie tylko zobaczyła zaczęła płakać i gdzieś uciekła - wyznała bratu.
- Dziewczyna średniego wzrostu, brązowe, długie kręcone włosy, zielone oczy ukryte pod wielkimi okularami i w za dużym swetrze tak? - spytał.
Rebekah przewróciła oczyma.
- Chyba tak - odpowiedziała na zadane pytanie
- Gdzie pobiegła? - zapytał zdenerwowany pierwotny.
- Nie wiem - powiedziała oburzona.
- Gdzie pobiegła? - tym razem wykrzyczał.
- Chyba w stronę lasu... To ona tak?
- Tak - powiedział i wybiegł z domu.               
----------------------------------------------------------------------------------  
Tak jak obiecałam. Liczę na komentarze bo prawie wcale ich tutaj nie ma. Pozdrawiam :*

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 6

Gdy tylko Kol wszedł do Mystic Grilla zapadła cisza. Każdy bał się teraźniejszego humoru nowego mieszkańca Mystic Falls. Mężczyzna od razu podszedł do baru i zamówił bourbona. Po kilku butelkach jego złość po prostu wyleciała. Zamieniła się z nadużyciem alkoholu i panicz Mikaelson był najzwyczajniej w świecie pijany. Nie uszło to uwadze dziewczynie o blond włosach siedzącej w rogu sali.
- Och Kolek nam się upił i kto go teraz odprowadzi do domku i przebierze w piżamkę? - spytała, a później się zaśmiała.
- Hmm.. nie... twoja... sprawa, kochanie - mówił co rusz szukając odpowiedniego słowa.
- A co powiesz na takie lekkie wykorzystanie?
- Nie nie pójdę z Tobą do twojego pokoju - wykrzyczał tak, że usłyszała go całą sala.
- Ale czy na pewno?
- Wiesz kiedyś to bym przystał na taką propozycję bez wahania, ale teraz sam nie wiem..zmądrzałem - powiedział
- Słyszeliście nasz Kol zmądrzał jakie to cudowne, muszę o tym napisać w moim pamiętniku.
- Ciebie też miło widzieć siostrzyczkooo - powiedział i przytulił wampirzycę.
- Ochh Kol czy coś się stało - zapytała zaniepokojona Rebekah.
- Nie, nic nic. Oprócz tego, że nie wiem jak rozgryźć pewną dziewczynę - odparł ze smutkiem.
- Czy ja o czymś nie wiem? Zakochałeś się?
- Nie, nie jestem aż tak głupi.. miłość jest dla frajerów po prostu spotkałem pierwszą osobę w życiu , którą mogę nazwać przyjacielem.
- To wspaniele, wrócimy już do domu bo jestem zmęczona.
- Za chwilę, najpierw się poży...- nie zdążył dokończyć bo już zaciągał dziewczynę do łazienki.  
---------------------------------------------------------------------------------
Krótki nawet bardzo dlatego wstawię kolejny w sobotę może piątek wieczorem. Pozdrawiam :*


czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 5

Kol na pewno pomyśli, że jestem nienormalna. Przychodzę do jego domu, czekam, a później daję mu w twarz. On z pewnością nie wie o co chodzi. Teraz pewnie w ogóle nie będzie chciał się ze mną widywać, a zaczynałam lubić nasze przekomarzanie się. Mówiła Ally w duchu.


Ta dziewczyna zaczyna mnie coraz bardziej zaskakiwać. Już nie będę czekał, aż mi zaufa. Znajdę jej dom i szczerze porozmawiam. Przynajmniej spróbuję. Bo kto wie może znowu mnie spoliczkuje i ucieknie. Ja rozumiem gdyby miała konkretny powód żeby mnie bić. Ale przecież ja nic złego nie zrobiłem - myślał.


~ Kilka godzin później~

Ally powoli zasypiała w swoim łóżku z baldachimem. Jednak z fazy snu wyrwała ją głośna muzyka.
Jakiś palant puszcza muzykę na fulla - pomyślała. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziła, że to mógł być tylko Kol. Pierwotny siedział w swoim czarnym chevrolecie camaro rocznik 1967 i słuchał całkiem fajnej piosenki to musiała przyznać. Otworzyła okno i krzyknęła:
- Ludzie chcą spać. Co tu robisz?
- Nie zaprosisz mnie na mleko i ciasteczka Allyssa?
- Palant - wykrzyczała i zamknęła okno. 


O co jej znowu chodzi przecież żartowałem - rozmyślał w samochodzie.
Po dłuższej chwili oczekiwania Kol wspiął się na drzewo na przeciw okna dziewczyny i wskoczył na parapet. Ally ponownie otworzyła okno.
- Czego chcesz? - spytała powstrzymując złość.
- Chciałem porozmawiać - powiedział łagodnie jak do dziecka.
- Ale my chyba nie mamy o czym rozmawiać - stwierdziła z przekonaniem.
- Nie zaprosisz mnie, wiesz siedzenie na parapecie jest troszkę niewygodne - zaśmiał się.
- Nie nie zaproszę Cię, a teraz mów co chciałeś.
- Już mówiłem chciałem porozmawiać.
- Dobrze niech Ci będzie to o czym chcesz rozmawiać? - spytała niezadowolona.
- O twoim zachowaniu - powiedział dobitnie.
- A co ci w nim nie pasuje? Jeśli mogłabym wiedzieć - spytała.
- Zachowujesz się jak wariatka.
- Ja wariatka, nie sądzę - powiedziała i zamknęła okno.
- To kolejny przykład twojego wariactwa nawet nie idzie z Tobą porozmawiać Allysso - krzyknął Kol po czym w wampirycznym tempie wsiadł do samochodu i pojechał w stronę Mystic Grilla.
---------------------------------------------------------------------------------
Jest nadal krótki bo jak napiszę więcej to nic z tego nie wyjdzie, a tego bym nie chciała. Proszę, aby każdy kto czyta tego bloga pozostawił po sobie komentarz.  Jest to dla mnie bardzo ważne. No i co dalej do środy :*

Rozdział 4

Ally przepłakała całą noc. To wszystko przez Kola. Oczywiście nie zrobił tego specjalnie. Skąd mógł wiedzieć? Łzy leciały jej jeszcze wczesnym rankiem. Nikt po śmierci matki nie nazwał jej Allyssą.
A tu nagle ni stad ni zowąd pojawia się arogancki pierwotny. Nikt nie wie czego chce. Jednak na pewno nie przyjechał do Mystic Falls bezinteresownie. Bo po co? Po co zmieniać wielkie miasto z pożywieniem na każdym kroku na małą mieścinę.


Kol miał bezsenną noc. Nigdy nie przepraszał pierwszy. Tym razem jednak chciał zrobić wyjątek.
Nie wiedział jednak gdzie miał się udać. I nie wiedział za co ma przeprosić. Przez noc odtwarzał sobie w kółko ich całą rozmowę. Według niego nie powiedział nic nieodpowiedniego. Jednak ta wybiegła z domu z płaczem. Ale dlaczego? To pytanie nie dawało mu spokoju. W każdym innym przypadku dałby sobie spokój. Ta dziewczyna była jednak wyjątkowa. Jej wyjątkowość odkrywał na każdym kroku. Widział w niej przyjaciela, którego nigdy nie miał. Humor Ally zmieniał się z minuty na minute. Raz była spokojną, nieśmiałą dziewczynką, a raz kobietą odważną i zaborczą. Nie wiedział jak ją podejść.
Jednak nie chciał hipnotyzować ludzi aby dostać jej adres. Chciał aby dziewczyna zaufała mu na tyle, że sama mu go poda.


~ 8 godzin później~


Najmłodszy z braci Mikaelson brał prysznic gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Chciał zabić tego kto skrócił mu tą przyjemność. Gdy jednak podszedł do drzwi i zobaczył przez wizjer kto to, jego plan legł w gruzach. Poleciał, więc szybko do swojego pokoju się ubrać. Nie chciał przyjmować takiego gościa w samym ręczniku. Ubrany zszedł na dół i otworzył drzwi. Ally siedziała na schodach werandy. Widocznie chciała coś od niego. Zresztą tak jak każdy.
- Witaj Allyssa, przepraszam, że musiałaś czekać - powiedział mężczyzna.
Dziewczyna podeszła do niego i spoliczkowała.
---------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że dzisiaj miał być wczoraj, ale miałam problemy z internetem.  Zapraszam do komentowania. I mam nadzieję, że się spodoba.


Rozdział 3

Na dworze było już ciemno, a na zegarku widniała dopiero 19:45. Niebo pokrywały miliardy gwiazd. Powietrze było rześkie. Coś jednak zakłócało piękność wieczora. Może strach. Tak to z pewnością był strach. Ally była nim przesiąknięta do szpiku kości. Dlaczego? Przecież wiedziała, że Kol nic jej nie zrobi. Była dla niego zbyt ważna. Bliskim też nie. Bo takich nie miała. To dlaczego zgodziła się przyjść do wilii pierwotnego wampira? Przecież gdyby tego nie zrobiła nic by się nie stało. Jednak ta chciała sprawdzić co krwiożercza bestia od niej chce.

Gdy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka na twarzy pierwotnego pojawił się uśmiech. Sam nie wiedział czemu się tak stało. Nienawidził ludzi taka była prawda. Jednak ta dziewczyna go pociągała. Nie chodziło mu tu o jakiś seksapil. Chodziło o tajemniczość, którą przyciągała jak magnez. Nagle z rozmyśleń wyrwał go kolejny dźwięk dzwonka. W wampirycznym tempie poszedł ubrać koszulkę swojego ulubionego zespołu, narzucił czarną, skórzaną kurtkę i popędził do drzwi. Gdy je otworzył dziewczyna właśnie schodziła ze schodów.
- Hey mała poczekaj - krzyknął.
- Zapamiętaj sobie raz na zawsze jak jeszcze raz nazwiesz mnie "małą" to zginiesz marnie - odpowiedziała.
- Mnie nie da się zabić, kochanie.
- Jesteś tego pewien, a ja jednak sądzę, że kołek z białego dębu powinien unicestwić takiego gnojka jak ty - odburknęła.
- No już aniele nie gorączkuj się tak może wejdziesz? - zaproponował.
- A muszę? - spytała.
- Tak - powiedział szybko.
- No więc dobrze - przewróciła oczami i weszła do domu.
- Ładnie tu, ale jakoś tak.. sądzę, że to nie twój styl - rzekła.
- Bo to prawda - powiedział.
- To dlaczego tu mieszkasz?
- Ten dom zbudował mój brat, oficjalnie należy do niego, a ja jestem tu tylko gościem, także nie chcę nic zmieniać.
- To dlaczego nie kupisz swojego?
- Nie sądzę, że posiedzę tu długo.
- Rozumiem - powiedziała patrząc na obraz wiszący nad kominkiem przedstawiający wszystkich pierwotnych.
- A co będziesz tęsknić? - spytał rozbawiony.
- Nie sądzę - zaśmiała się.
- Rozsiądź się - wskazał ręką na kanapę.
- Z miłą chęcią - powiedziała i usiadła we wskazane miejsce.
- No, więc powiesz mi wreszcie jak masz na imię?
- Może tak, może nie. Nie wiem, muszę się zastanowić.
- Zastanowić? Nad czym. Chyba naprawdę jesteś nieśmiała.
- Zastanowić nad tym czy mogę Ci zaufać - powiedziała cicho.
- Mi zawsze. No to powiesz jak się nazywasz?
- Ally - powiedziała niechętnie.
- Allyssa - przeciągnął.
- Nie po prostu Ally - odetchnęła niespokojnie.
- Skarbie, nie musisz się niczego bać.
- Nie jestem żadnym twoim skarbem - wykrzyczała i wybiegła z domu.
Kol chciał dać jej odpocząć, więc nawet nie próbował gonić dziewczyny.
Siedział tylko w fotelu i napawał się brzmieniem jej imienia.
---------------------------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam, jest. Nie jestem pewna czy uda mi się wstawić kolejny w sobotę. Mamy w szkole festyn, a później jadę na noc do cioci. Więc zapewne do środy. Jesteście kochani :*

Rozdział 2

Kola czekała nieprzespana noc. Cały czas rozmyślał o słowach dziewczyny. "To jeszcze nie koniec". Koniec czego dopytywał sam siebie. Skąd ona wiedziała o nim. Przecież wraz z rodziną wyprowadził się z tego miasteczka ok. 100 lat temu. Nie mógł nawet jej znaleźć i gnębić pytaniami. Bo oprócz tego, że lubiła Jane Austin nic o niej nie wiedział.


Ally siedziała zamknięta w swoim pokoju. Była wtedy sama i miała czas na rozmyślenia, a tych pojawiło się ostatnio bardzo dużo. Po co on wrócił? Zadawała to pytanie sama sobie. Czy nadal chce nas krzywdzić. Czy jeszcze z jego powodu popłyną łzy? Zapewne tak. Z opowiadań wiedziała, że Kol Mikaelson jest arogancki, władczy i ... no właśnie jaki? W barze sprawiał wrażenie gburowatego, ale zarazem zabawnego, skrzywdzonego przez życie człowieka. Jednak ona nie może patrzeć na pozory. Pozory to coś najbardziej mylnego we wszechświecie, a ta nie mogła sobie na to pozwolić. To prawda Kol był czarujący. Jednak to tylko gra, a Ally musi tą grę wygrać.


~ Mystic Falls - szkoła ~

Mimo, że Ally już dawno skończyła szkołę nadal jest jej częstym gościem. Opiekuje się dziećmi w przedszkolu, prowadzi kółko artystyczne, organizuje bale i festyny. Wszystko jednak zmieniło się z przyjazdem Kola. Najmłodszy z braci Mikaelson zajął stanowisko nauczyciela historii. Tak więc pierwszego dnia szkoły dziewczyna która szła spytać się dyrektora o datę najbliższego balu miała z nim niemiłe spotkanie.
- O kogo ja tu widzę - powiedział wesoło.
Ally chciała go ominąć niestety ten zablokował jej drogę.
- Powiesz mi wreszcie jak masz na imię czy mam to załatwić w inny sposób? - spytał.
- Mówiłam Ci już nie rozmawiam z nieznajomymi. Masz taką krótką pamięć? - powiedziała dobitnie.
- Jutro 20. Mój dom wiesz gdzie mieszkam.
- A jak nie przyjdę to co mi zrobisz - zapytała.
- Tobie nic. Jesteś mi zbyt potrzebna, ale kto wie jaki los może czekać twoich bliskich - powiedział, zrobił słodką minę i odszedł.
---------------------------------------------------------------------------------
Ten jeszcze  krótszy od poprzedniego. Przepraszam. W środę jako zadośćuczynienie postaram się wstawić kolejny.

Rozdział 1

Było późne popołudnie miasto aż wrzało od plotek. W takim małym miasteczku jak Mystic Falls wieści rozchodzą się szybko, bardzo szybko. Każda nowo wprowadzona osoba jest sensacją większą lub mniejszą, ale sensacją. Teraz do miasta wprowadził się nie kto inny jak nieziemsko przystojny dwudziestokilkuletni brunet o oczach błękitnych jak niebo. Tylko skąd przy tak interesującym chłopaku, a raczej mężczyźnie była aż tak ciemna aura. Musiała się za nią ciągnąć tajemnica której nikt nigdy nie był i nie będzie w stanie odgadnąć.


~ Mystic Grill~

Tajemniczy mężczyzna siedział przy barze w towarzystwie pięknych kobiet, które reagowały na każde jego spojrzenie. Siedział i popijał bourbona. Nikt nie powinien widzieć w tym nic dziwnego. Zmęczony przeprowadzką chłopak przyszedł do baru poznać nowych sąsiadów, przyjaciół, a także wrogów. Wrogiem zapewne okaże się dziewczyna, która właśnie przyszła do baru. Brunetka średniego wzrostu o zielonych oczach pod zbyt dużymi okularami "kujonkami". W za dużym, rozciągniętym, szarym swetrze, czarnych jeansach z książką w dłoniach. No tak cicha szara myszka. Po minie chłopaka było widać, że raczej nie przypadła mu do gustu. Totalne przeciwieństwo rozrywkowego trybu życia jakie prowadził. Jednak takie dziewczyny zawsze były najlepsze w łóżku. Nie wiedział dlaczego, ale tak było. Dlatego zaryzykował podejść i zagadać.
- Hey mogę się przysiąść? - zapytał.
- Nie sądzę - odpowiedziała cicho "myszka".
- Może jednak, wiesz jestem tu nowy i chciałem się zaprzyjaźnić.
- A może ja nie chcę się przyjaźnić - odburknęła.
- Typ samotnika? - zapytał.
Nastała niezręczna cisza.
- Wybacz nie przedstawiłem się Kol Mikaelson.
Dziewczyna podniosła na chwilę głowę z nad książki i spojrzała mu w twarz. Patrzyła tak może z minutę i wróciła do czytania książki. W tym czasie nieproszony osobnik przysiadł się do jej stolika.
- Czy ja aby na pewno pozwoliłam Ci się przysiąść? - spytała oburzona.
- Wiesz od dziecka robię to co chcę - powiedział po woli.
Ally zrobiła naburmuszoną minę i ponownie wróciła do lektury.
- Zawsze taka jesteś. - zadał  pytanie.
- Taka czyli jaka? - spytała niepewnie.
- No nie wiem nieśmiała, cicha, a zarazem hmm.. niekulturalna.
- Nikt Cię nie prosił abyś się dosiadł - odpowiedziała.
- To co porozmawiasz ze mną?
- Odczepisz się w końcu?
- Odpowiedziałaś pytaniem na pytanie to się nie liczy.
- Ok. Nie rozmawiam z nie znajomymi, więc po prostu odejdź.
- Ile ty masz lat 5? - zaśmiał się.
- Na pewno jestem dla ciebie za młoda.
- Kobieto w najgorszym wypadku dzieli nas 5 lat różnicy więc?
- Tak 5 lat razy ile żeby wyszło ok. 1130? Nigdy nie byłam dobra z matematyki musisz mi wybaczyć.
- Skąd wiesz? - na jego twarzy malował się... strach.
- Kol Mikaelson, pierwotny, syn Ester i Mikaela. Przeleżał stulecie zasztyletowany w trumnie przez brata.  Hmm.. Co tu jeszcze? Jak mi się przypomni to ci powiem.
- Skąd wiesz? - wykrzyczał to tak, że oczy wszystkich natychmiast skierowały się w stronę ich stolika.
- A czy to ważne - powiedziała dziewczyna ze śmiechem.
Chwilę później szepnęła mu na ucho, że to jeszcze nie koniec i wyszła.
---------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że to nie sobota, ale nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że się spodoba. Rozdział krótki, wiem.  W razie jakichkolwiek pytań piszcie na gg 47267445 :).

Wstęp

Allyssa nie jest już tą małą naiwną dziewczynką, którą była przed śmiercią matki. Odejście rodzicielki zmieniło wszystko włącznie z zachowaniem jej ojca. Dotychczas czuły romantyk przemienił się w zimnego aroganckiego drania. Teraz Ally jest dojrzałą nastolatką. Kobietą, która najlepiej czuję się w czterech ścianach swojego pokoju bojąc się tego, że przypadkowo zdradzi najważniejszą tajemnicę swojej rodziny. Dowiedziała się o niej w 16 urodziny. Urodziny, które powinny być słodkie przerodziły się w koszmar, który trwa do dziś. Nie codziennie dzieci dowiadują się, że osoby tak bliskie ich sercu tak naprawdę są krwiożerczymi bestiami. Może to i lepiej, że ludzie uważają wampiry za coś niemożliwego. Inaczej ludzkość wyginęłaby w przeciągu tygodnia.